wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 8

Magda

    Magda siedząc w pracy cały czas rozmyślała o rozmowie z pracodawcą. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek usłyszy o przystojnym brunecie z autobusu, ale... Niemożliwe... Cały czas Filip go znał, a ona miała niemalże pod nosem informacje o nim... To takie dziwne, od kiedy go zobaczyłam spodobał mi się. Mam go spotkać, mam z nim spędzać tyle czasu... Ciekawe czy mnie pamięta? A co jeżeli tak?! O czym będę z nim rozmawiać? I co do licha on tam robi? Przecież jest nauczycielem, no nie? Dobra nie będę się tym martwić teraz.
- Dzień Dobry Pani Magdaleno, mam dla Pani zadanie, mam tu nową książkę i myślę, że się Pani ucieszy,bo ma Pani do sprawdzenia nową powieść Nicholasa Sparksa, a jak słyszłałam lubi go Pani... - powiedziała Alina, po wejściu do jej pokoju.
- Na prawdę?! Pani sobie żarty stroi? To jest mój ulubiony pisarz. - Magda zreflektowała się. - Dziękuje Alino, chętnie się tym zajmę. Przypomnij mi jaki tytuł?
- Jeszcze nic nie mówiłam o tytule. Nazywa się "The longest ride". Twoim zadaniem będzie również przetłumaczenie tytułu.
- Bardzo się cieszę. Kiedy zrobię jakieś postępy, będę cię informować. - powiedziała z uśmiechem od ucha do ucha.
- Powiem ci coś. - Powiedziała i przysunęła się bliżej Magdy. - To, że jestem plotkarą, bo nie da sie ukryć, jestem, nie zmienia faktu, że pomimo skrzywdzenia ciebie, lubię cię, po prostu. Przestań zgrywać poważną kobietę, dopiero wchodzisz w ten poważny wiek, masz 25 lat... Mandarynko nie 40. Wiemy, że taka nie jesteś, to, że jest to twoje miejsce pracy nie znaczy, że masz się sztywno zachowywać. - powiedziałą Alina, po czym puściła do niej oczko i wyszła, zostawiając dziewczyne w ogromnym osłupieniu.
   Faktycznie, udaje szytywną w pracy, ale co w tym złego, przecież tu pracuje i chce wyglądać oficjalnie. A jezeli przesadzam? Od teraz zero sztywniactwa w pracy!
   Z tym postanowieniem wyszła z pracy. Skierowała się do pobliskiego pasażu handlowego, z zamiarem kupienia ubrań na wyjazd, w końcu niewiele czasu zosało... Przemierzając alejki w pasażu, jej wzrok padł na wystawę sklepu z bielizną. Może wejdę, potrzebuje nowego biustonosza, a nowy komplet bielizny jeszcze nikomu nie zaszkodził.
    Wychodząc z pasażu obładowana po pachy torbami z przeróżnych sklepów, spojrzała na witryne sklepu bieliźniarnego, pomyślała, że może jednak komplet przyda jej się w bliskiej przyszłości.


Karolina

   Co ja sobie myślałam całując Roberta? Przecież ja wszystko zniszczyłam, naszą przyjacielską więź... Co ja mu teraz powiem, przecież nie mogę podejść do niego i wypalić "Może jednak zostańmy przyjaciółmi, bo nadal boję się mężczyzn." Nie, nie, nie... To nie wyjdzie, ale czuję coś do niego, czuje, że pasujemy do siebie i to właśnie on jest tą tzw. drugą połówką jabłka... Ale boję się.
   Takie myśli, wciąż kłębiły się w głowie dziewczyny, kiedy stała na praktykach lekarskich, tuż obok swojego "ulubionego" profesora Janusza Gałki, który próbował rozśmieszyć studentów i jak zawsze spełzło to na niczym. Żarty były niesmaczne. 
   Dzisiaj pracowali z maluchami, które dopiero co przyszły na świat. Mieli je badać, sprawdzać co się z nimi dzieje. Oczywiście kobiety były w tym znacznie lepsze od męskiej części grupy, jednak znalazł się rodzynek, który zajmował się maluszkiem lepiej niż nie jedna kobieta, okaząło się, że ma sporą gromadkę w domu.           Dziwny wiek na założenie rodziny, ale podziwiam go, sama w przyszłości chciałabym założyć rodzinę. Każdego ranka, budziłabym się dużo wcześniej, aby choć chwilę posiedzieć przy ich łożkach i napawać się ich ślicznymi twarzyczkami podczas gdy śpią. Może i to dziwne, ale nie pamiętała swojej matki, dlatego chciałabym, żeby jej dzieci zapamiętały ją, jako matkę, przyjaciółkę i osobę, która zawsze im pomoże, nie ważne co by się ....
- Halo... Pani Karolino, stoi Pani już tak od 5 minut i cały czas Pani patrzy się na to dziecko, coś nie tak? - zapytał Marek, owy młody ojciec, o którym tak wcześniej rozmyślała.
- Jest śliczna... ta...- Spojrzała na kartę z danymi i odpowiedziała. - Apolonia? Boże, kto ją tak nazwał. Takie  śliczne dziecko nie zasługuje na takie beznadziejne imię, zwłaszcza w XXI wieku. A tak przy okazji - Kontynułowała. - chciałam się spytać, co sprawiło, że tak wcześnie założyłeś rodzinę?
Marek wyraźnie pobladł.
- Wiesz ciężko o tym mówić, ja przez całe życie spotykałem się z nieszczęściem jakim jest wychowanie w Domu Dziecka i postanowiłem, już przeszło 10 lat temu, że jak dorosnę, uratuję kilka żyć. Poznałem świetną dziewczynę, która powiedziałą, że tak jak ja chciała bym zaadoptować dziecko, jednak wyszło troszkę inaczej. Zaszła w ciążę, więc mam obecnie trzy baby w domu i jednego faceta, który ma dopiero 3 lata. Zdobędę dobrą pracę, właśnie się budujemy, dlatego dla naszej gromadki, będzie to wymarzone miejsce. 
Wzruszyła się, łezka zakręciła jej się w oku.
- Podziwiam cię. - powiedziała i stwierdziła, że perspektywa urodzenia dziecka jest świetna, ale perspektywa uratowania życia dziecka, od marnotrawstwa życia, narkotyków, alkoholu, jest jeszcze lepsza. Jest w pewym sensie bohaterstwem, ponieważ wielu ludzi brzydzi się czymś takim, adopcją. Dla niej jest to godna podziwu postawa, którą będzie reprezentować w przyszłości. Mały głosik w jej głowie podpowiadał jej zakończenie tego zdania za pomocą dodania Roberta do jej przyszłości, ale szybko go stłumiła.


Berenika

  W trakcie jazdy do matki Janka, Pani Szafran, Berenika zorientowała się, że Janek, wcale tego nie chciał, widziała błysk zdenerwowania w jego oku. Jakby wcale nie chciał jej tam zabierać, jakby propozycja jego matki była końcem świata, matka i nowa dziewczyna, początek czegoś poważnego, a więc o to chodzi, on wcale nie chce się angażować, to miała być tylko jedna randka, no może coś dłuższego. Berenika siedziała sama w samochodzie, bowiem Janek poszedł szybko do mieszkania, aby przebrać się w coś eleganckiego. Zaśmaiała się, nie spodoba się mu to co ma powiedzieć, cóź na pewno mu się nie spodoba. Ale nic na to nie poradzi, stało się...
   Gdy mężczyzna wsiadł do samochodu, poczuła zapach nowych perfum, miały przepiękny mocny zapach, który potrafi utrzymać się nawet na jej ubraniu. A przecież, nie robili nic innego poza siedzeniem na kanapie i oglądaniem filmów, weszło im to w nawyk, chociaż są ze sobą krótko, przyzwyczaiła się do jego nawyków, on do jej także. Razem, cały czas tworzą nowe. 
   Wieczór przebiegał świetnie, Berenika pomogła nakryć do stołu Andromedzie, przy okazji miło porozmawiały. Janek razem z Marcello, jej facetem oglądali mecz, który polska drużyna jak zwykle przegrywała. Wyglądało to śmiesznie, ponieważ Marcello jako, że jest włochem kibicował drużynie włochów, a Janek polakom. Co chwilie dobiegały z pokoju krzyki, i obelgi, jednak kobiety śmiały się z tego.
- Wiesz widać to po tobie, jeżeli jest ci nie dobrze, usiądź, ja wezmę te talerze. 
Oczy Bereniki wielkie jak spodki, spojrzały na nią w niedowierzaniu.
- O czym Pani mówi? 
- Oh... Dobrze wiesz, twoje ręce wędrują cały czas w strone brzucha... Znam mojego syna, musisz mu powiedzieć, pomogę tobie, on też, ale musi do tego przywyknąć, może wreszcie stanie się moim synem, a nie tym co zrobiła z niego wolność,głupota i lekkomyślność. Chcę mu pomóc znaleźć prawdziwego siebie, znów...
- Ja nie chciałam... - Załamała się, łzy jej poleciały. Andromeda zaregaowała szybko, prztuliła ją, uciszyła i wytarła jej twarz.
   Kiedy była już spokojna, pomyśłała, że tak właśnie postąpiłaby jej matka, gdyby była tu teraz z nią, przechodzą razem z nią to wszystko. Tak za nią tęsknię. - pomyślała.
- Zaraz go tu poproszę, porozmawiasz z nim. Potem przyjdę, już wiem co zrobić. Jakby co ja nic nie wiem.
   Po chwili Janek pojawił się w drzwiach. A Berenika zaczęła:
- Janek, musimy pogadać...
- Wiem, ale ja zacznę, nie obraź się Bereniko, ale ja nie mogę dalej z Tobą być, ja nie szukam stałego związku, jestem na studiach po to by się rozerwać, wiesz ja jestem taki... Ja niepotrafię się ustatkować... Ja właściwie kogoś mam i nie chciałbym, żebyś się dowiedziała od kogoś innego niż ode mnie. Przepraszam.
   Łzy cisnęły jej się do oczu, ale wiedziała, że musi powiedzieć.
   Janek odwrócił się, aby nie widziała wyrazu jego twarzy, nie chciał aby widziała, że kłamie. Przerażają go uczucia do niej i to jest jego największy problem.
- Właśnie chciałam ci powiedzieć, że za około 8 miesięcy zostaniesz ojcem. Ponieważ jestem w ciąży, wiem od dawna, ale uważałam, że to jeszcze nie ten czas, ale żaden nie jest odpowiedni. 
   Nigdy nie widziała kogoś w takim szoku. Wyglądało to trochę śmiesznie, ale nie wypadało się roześmiać.
- To mi zniszczy życie, to całe coś...
- COŚ?! TO JEST TWOJE DZIECKO!
- Ucisz się, żeby matka nie usłyszła!
- JA MAM BYĆ CICHO?
- Witam, witam. Synu, przepraszam, że podsłuchiwałam, ale Berenika potrzebuje twojej pomocy. Uważam, że powinniście dać sobie dwa miesiące, jeżeli w tym czasie się nie dogadacie, to ja nie będę nalegać. Postąpisz tak jak zostałeś wychowany, i bądź mężczyzną! - powiedziała ze złością.
- Bereniko zamieszkasz ze mną, chcę zobaczyć czy nam się uda. 
   Przestraszyły go jego własne słowa, ale co najważniejsze nie kłamał, na prawdę chce zobaczyć, jak będzie im razem.
   Dziewczyna była tak zdziwiona jego reakcją, że skinęła głową.
   Mężczyźni wyszli z kuchni, w pokoju zaległa cisza i dało się tylko słyszeć jak rozmawiają ze sobą po włosku. Ilu rzeczy ja jeszcze o nim nie wiem. - pomyśłała Berenika
  W kuchni została Andromeda, która po zamknięciu drzwi uśmiechnęła się z zeszklonymi oczami do dziewczyny i powiwedziała:
- Zmieniasz go, na lepsze. Jestem ci wdzięczna, mam nadzieję, że wspomnisz kiedyś moje słowa. Jesteś najlepszym co mogło mu się przydarzyć, gdyby nie ty dawno bym go starciła, dziękuję ci..


~ Moich czytelników, jeżeli takowi są bardzooooo przepraszam, jednak staram się o dobre oceny i nie mam czasu na pisanie, ale nadrobię to. Mam już w sumie rozdział z wyprzedzeniem. Mam nadzieję, że chociaż trochę wam wynagrodziłam te kilka tygodni przerwy. Mam nadzieję, że przecinki są już dobrze. Za jakiekolwiek błędy przepraszam ;) Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta.

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 7

Berenika

- Czy ty poskradałaś zmysły? - powiedziałam oburzona.
- Ale ja mówię prawdę, widziałam ich, ale kiedy Janek mnie dostrzegł to odwrócił wzrok i poszedł gdzieś z tą dziewczyną... - oznajmiła Karolina
- Przestań, przestań! To, że nie potrafisz otrząsnąć się z jakiś wydarzeń, które miały miejsce lata temu i nie potrafisz nawet dotknąć jakiegoś mężczyzny. Nie potrafisz dać temu odejść, nigdy nie będziesz szczęśliwa. Popatrz na mnie cały czas szukałam tego szczęścia i gdy wreszcie je odnalazłam, ty opowiadasz takie głupoty, wymyślasz to żeby mnie pogrążyć, żeby pokazać, że bycie zakonnicą jak ty jest lepsze. Powiem Ci nie jest! Przestań żyć przeszłością! Obudź się...
- Jak możesz?! Miałam 13 lat, jak śmiesz twierdzić, że to tylko jakieś tam nieporozumienie? To było najgorsze co mnie spotkało. Mam nadzieję, że kiedyś i ty poznasz co to jest, głupota, zaślepienie...
- Przecież to Twoja wina!
- Nigdy nie mówiłam, że nie moja. Ja obwiniam siebie, cały czas to robię, nie mogę sobie wybaczyć! Boję się, że kiedy się zakocham w...R... kimś to się znów wydarzy...- wykrzyczała płacząc.- Znowu przestanę jasno myśleć, i będzie bolało... jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że to powiedziałam, ale wiesz ja mam zbyt wiele na swoich barkach..
- Ja też przepraszam. - powiedziała Karolina.
- Ale wiesz co wyjdźmy już, proszę masz chusteczkę. - oznajmiła, podając jej paczkę. - Musimy porozmawiać, w czasie drogi. 
   Wyszły na klatkę schodową, uprzednio zamykając drzwi i poszły ulicą, zmierzając w stronę Akademii Medycznej. Po drodze minęły staruszkę, która kurczowo trzymała za ramię dziadka obok. Młode małżeństwo z dzieckiem. Kiedy przeszli Berenika cichutko westchnęła, jednak Karolina nie zwróciła na to uwagi. 
- Mam dla ciebie zadanie. Dzisiaj podejdziesz do tego faceta, no wiesz Roberta i umówisz się z nim. Na kawę, po zajęciach. Pójdziecie do kawiarni, wypijecie napoje, potem dasz się odprowadzić, dobrze? - spytała Berenika.
- Ale...
- Żadnego ale! Jeżeli tego nie zrobisz, bo się dowiem, to wiesz, będziesz żałowała.
- Ale...
- Cicho! Już jesteśmy, a teraz idź grzecznie do Roberta i porozmawiaj z nim.
Robert zaczął machać ręką do nich i szybkim krokiem podszedł.
- Dzień Dobry Paniom. - powiedział z uśmiechem.
- Dobrze to ja was zostawiam idę, dzisiaj mam obiad u pani Szafran, o Janek już jest. - pomachała do niego i zwróciła się do Karoliny. - To cześć i pamiętaj o umowie!
Kiedy odchodziła słyszała pytanie mężczyzny o umowę, ale Karolina zaczęła się śmiać i zaprosiła go na kawę. Berenika uśmiechnęła się i wsiadła do samochodu.

Magda

- Filip, to jest ta przysięga. - powiedziała podając mu kartkę papieru.
- Nie wiem jak Ci dziękować. - powiedział szczerze.
- Powiedz mi dla kogo to pisałam. - uśmiechnęła się mimochodem.
- Pamiętasz Kingę z działu reklamy, ostatnio dużo u mnie przebywa? - Magda przytaknęła. - Ona jest moją narzeczoną od przeszło dwóch lat i chciałbym wreszcie wziąć z nią ślub. Kocham ją, i chcę aby była moją żoną. Zwłaszcza, że spodziewamy się dziecka.
- Matko, gratuluje wam. Nie sądziłam, że w ogóle masz dziewczynę, a tu popatrzcie narzeczona i do tego dziecko. Zaskoczyłeś mnie! - oznajmiła Magda.
- Aż tak tego wszystkiego po nas nie widać. Myślałem, że ktoś wreszcie zauważy, nie ukrywamy się z naszymi uczuciami. Od roku mieszkamy razem, z pracy wychodzimy razem. Dosyć o mnie, teraz o szkoleniu mam już wszystkie informacje, ale jest mały problem wyjeżdżacie szybciej. Już w tym miesiącu, za trzy tygodnie. Na lotnisku spotkacie się z Felixem, moim najlepszym przyjacielem, on poprowadzi szkolenie. 
- Mogę się dowiedzieć jak pan Felix ma na nazwisko? To byłby śmieszny zbieg okoliczności gdyby nazwyał się ...
- Gray, Felix Gray. Jednak posługuje się tym nazwiskiem tylko w Polsce, na prawdę nazywa się Grayson. Dlaczego się pytasz?
- Nie ważne. - powiedziała i z uśmiechem wróciła na stanowisko pracy.

Karolina

- Dobrze już możecie wychodzić, ale pamiętajcie, że na następnych wykładach jest mini test, potocznie nazywany w szkołach kartkówką, podałem wam wszystko, czego macie się nauczyć. Mam nadzieję, że będą same piątki!
- Idziemy? - zapytała Roberta.
- Oczywiście, chodźmy.
   Nie przestali rozmawiać ani na sekundę, cały czas mięli sobie coś do powiedzenia, zaczęli od wczesnego dzieciństwa a skończyli na muzyce jaką słuchają. Mają całkiem podobne gusta muzyczne.
Jednak po głowie Karoliny cały czas chodziło pytanie kim dla niego jest Maja, ich koleżanka z roku. W sumie Robert nie wydaje się osobą, która ma dziewczynę, ale jeżeli to prawda... Kiedy szli ulicą, Karolina zatrzymała nagle, spojrzała na niego i zapytała:
- Robert ja tak nie mogę, przecież Maja to twoja dziewczyna, a ja..
- Poczekaj..  Co?! To o to Ci chodziło, tak? Maja nie jest moją dziewczyną, jest tylko jedna osoba, która może nią zostać, ale nie jest zainteresowana.  A ja nie wiem co z tym zrobić, bo czasami wydaje mi się, że jej nie obchodzę, a czasami... widzę emocje skierowane do mnie, które rozpaczliwie chcą się wydostać, ale ona im nie pozwala. - powiedział Robert niemal jednym tchem.
- Skoro tak bardzo Ci na niej zależy powiedz jej to, okaż to, pocałuj ją...
Karolina nie dokończyła zdania, bo usta Roberta znalazły się na jej. Tak jakby wiele lat nie mogły się odnaleźć. Nic innego nie istniało, tylko oni, połączeni tym pocałunkiem, na który czekali całe swoje życie.  Który w jakiś sposób otworzył jej bramę, która na tak długi czas pozostawała zamknięta. Bramę prowadzącą do innego świata. Pełnego uczuć, emocji, czegoś co uważała za złe, nie dopuszczała tego do siebie. On ją otworzył, on jej pomógł. Nigdy nie doznała takiego uczucia. Prawdą jest, że prawdziwy pierwszy pocałunek, musi być we właściwym miejscu, nawet jeśli to zatłoczona ulica, we właściwym czasie, nawet jeżeli trzeba by było czekać wiele lat, i z właściwą osobą, tą jedyną prawdziwą miłością swojego życia. Tak to jest definicja pierwszego pocałunku. - pomyślała dziewczyna i z powrotem zatraciła się w pocałunku, tym pierwszym. Na który zawsze czekała.
- Ty nią jesteś..
- Słucham?
- Tą dziewczyną o której mówiłem...


~ Przepraszam, że tak mało o Mandarynce, ale będzie o niej bardzo dużo, jak wyjedzie na upragniony wyjazd. Przede wszystkim chcę was przeprosić, że nie było tak długo rozdziału, ale jest koniec roku, a ja jestem z osób którym zależy na ocenach, więc poprawiam, i poprawiam ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba a scena pocałunku jest jak na razie moją ulubioną. Komentujcie, subskrybujcie i do następnego, mam nadzieję na tyle komentarzy i jeszcze więcej, co w poprzednim poście ;)



poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 6

Berenika

- Gdzie ty mnie znowu prowadzisz? - zapytała Berenika.
- Zobaczysz... Swoją drogą słyszałem, że świetnie gotujesz? - zagadnął chłopak.
- Owszem, całkiem nieźle. - powiedziała biorąc go za rękę i wychodząc z windy.
- Dobrze teraz na prawo, skręcamy w lewo, troszkę prosto i... jesteśmy, tu mieszkam. - uśmiechnął się Janek, pokazując drzwi. - A dzisiaj mam dla ciebie niespodziankę, ugotujemy sobie razem obiad, co ty na to? 
- Świetny pomysł. 
   Wchodząc do mieszkania, szybko zdjęli kurtki i przystąpili do przygotowania potrawy. Wychodząc z kuchni z pełnymi talerzami pierogów ruskich, zostawili kuchnie w opłakanym stanie, na podłodze walały się skorupki od jajek, rozbite jajka, nawet kilka łyżek. A wszechobecna mąka pokrywała, wszystko na co by nie spojrzeć. Wielka góra talerzy, umieszczona w zlewie, nieco się chwiała, ale rozbawieni swoimi kuchennymi wyczynami, nawet nie rzucili na nią okiem. Ubrudzeni mąką, poplamieni masłem usiedli na kanapie i zaczęli zajadać się pierogami. Po całym mieszkaniu rozległ się dzwonek.
- Przecież, nikogo miało tu nie być... Cholera, mama przyszła, poczekaj na mnie, pójdę jej powiedzieć, że to nie jest dobra pora? - powiedział ze złością Janek.
- Daj spokój, chciałabym ją lepiej poznać. - mrunknęła dziewczyna i poszła otworzyć.
   Otworzyła drzwi, a za nimi stała pani Szafran, jej nauczycielka, znana z różnych dziwact, chodzi po pracowni boso, czasami nawet podśpiewuje pod nosem.
- A ty to pewnie Majka? Tak? Nowa dziewczyna mojego syna? - powiedziała, najwyraźniej nie poznając dziewczyny.
- Nie, mam na imię Berenika, chodzę na pani zajęcia. - oznajmiła wesoło.
- Mamo, jestem zajęty...
- Jak wy wyglądacie! Idźcie się umyć, przecież tak nie może być, a póżniej pani Stanisława musi po Tobie sprzątać, Janie wstydź się. - spojrzała na Berenike. - Cieszę się, że mój syn znalazł sobie pożądną kobietę, bo... - już chciała coś powiedzieć, ale zobaczyła złą minę Janka i znów odwróciła się w strone Niki. - Wyglądasz na bardzo mądrą dziewczynę... Przepraszam kobietę, ale nie myśl, że będę Ci stawiać lepsze oceny na zjęciach, aczkolwiek jesteś świetną malarką i widzę w Tobie potencjał. - powiedziała pani Szafran. - A i mów mi Andromeda, to moje imię, pani Szfran jest tylko na zjęciach. 
- Mamo, proszę Cię! Tak w ogóle po co przyszłaś? spytał Janek.
- Janie Perseuszu Cefeuszu Zamojski, przyniosłam Ci szczypiorek. - powiedziała Andromeda z uśmiechem.
- Nienawidzę jak mnie tak nazywasz... Ale, dziękuje Ci. 
- Nie ma za co, synku. - powiedziała, wychodząc.
   Potem jeszcze długo śmali się z tego najścia, wspominali śmieszną przemowę i śmiali się z imion chłopaka, jednak gdy dziewczyna spytała kim jest Majka, Janek zmienił temat z zdenerwowanym wyrazem twarzy. Wykąpali się, i ruszyli w stronę Czaplinieckiej, jednak po drodzę natknęli się na Magde i Karoline, siedzące w kawiarni...


Karolina

 - Wiesz, musiałam z Tobą porozmawiać, wiem o czym teraz myślisz, ale ja najpierw musiałam się upewnić, co mam w takiej sytuacji zrobić - spojrzałam na Magdę, a ona przytaknęła głową, dając znak abym mówiła dalej - Pamiętasz jak Nika mówiła nam o swoim chłopaku, Janku, ja widziałam go z inną dziewczyną, całował ją, myślę, że on z.. zdradza Berenikę. - wydusiła z siebie Karolina
- Nie wiem co powiedzieć, cieszę się, że się spotkałyśmy, ale o co mnie prosisz? O radę, dobrze wiesz co musisz zrobić... Porozmawiaj z nią, ona... Ona musi się dowiedzieć, i tak, wiem, że to złamie jej serce, ale musisz to zrobić...
- Nie jestem na to gotowa, nie potrafię podejść do niej i tak po prostu powiedzieć: Cześć, twój chłopak cię zdradza... Wiesz, że... Ja po prostu nie umiem.
- Rozumiem Cię, ale wiesz, że prędzej czy później będziesz musiała jej powiedzieć, a czym dłużej będziesz zwlekać, ona będzie bardziej zła, że nie powiedziałaś jej wcześniej.
- Jesteś kochana, Mandarynko, wiesz? 
- Wiem, wiem...
Karolina pochyliła się i przytuliła Magdę. Następnie zaczęła siorbać kawę mrożoną. Nagle drzwi od kawiarni się otworzyły, a do środka wpadła Berenika z... Jankiem.
- Cześć. - powiedzieli zgodnie - Co tu robicie? - zapytała Berenika
- Wiesz, nie było cię w domu i pomyślałyśmy, żeby gdzieś wyskoczyć. - odpowiedziała Karolina. 
   Dźwięk, charakterystyczny dla Noki, zaczął wydobywać się z kieszeni Janka.
- Przepraszam was na chwilkę.
   Berenika w czasie nieobecności chłopaka opowiedziała o całym dniu, wspominając wspólne gotowanie, bałagan jaki pozostawili i zabawną wizytę pani Szafran, czy (jak teraz kazała siebie nazywać) Andromedy.
Chłopak wrócił do stolika, i oznajmił, że jego matka zaprosiła ich jutro na obiad.
- Świetnie. - skwitowała Berenika.
- My już chyba się zbieramy, bo wiecie już dochodzi 7, a trzeba się na jutro wyspać. - powiedziała Karolina patrząc na Magdę, która jej przytaknęła.
- Dobrze, to ja was już zostawię. Bereniko, pamiętaj o jutrzejszym obiedzie, przyjadę po ciebie około 3, dobrze?
- Oczywiście, będę gotowa. - powiedziała dziewczyna, całując go na pożegnanie.

Magda
- Dobry Wieczór, panie Filipie, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale nie potrafiłam się wcześniej zdecydować, ja pojadę, muszę zacząć myśleć o sobie, bo owszem moja rodzina mnie potrzebuje a to jest moja wielka szansa...
- Już kupiłem dla Pani miejsce, wiedziałem, że się pani zdecyduje. - powiedział przerywając jej.
- Dziękuję, nie wiem jak Panu dziękować. - powiedziała Magda z łzami w oczach.
- Do zobaczenia, jutro w pracy, a i mam jeszcze jedną prośbę, może Pani napisać przysięgę małżeńską, to jest polecenie służbowe, swoją drogą wierzę w Pani umiejętności pisarskie.
- Nie mam pojęcia po co, ale dobrze napiszę dla Pana.
- Jestem Pani bardzo wdzięczny.
- Ja również mam do Pana prośbę, czy możemy przestać do siebie mówić pan i pani, to krępujące?
- Oczywiście, Magdo. 
- Dowidzenia.
- Dowidzenia.
   Dziewczyna schowała telefon do kieszeni i wyszła ze swojego pokoju, zmierzając do dużego pokoju, który był właściwie pokojem Karoliny. Zastała Berenikę grzebiącą w internecie i Karolinę zaczytaną w jakimś kolejnym romansidle.
- Właśnie przeżyłam najdziwniejszą rozmowę z moim szefem w życiu... - obie dziewczyny natychmiast zwróciły się w jej stronę. - Filip, to znaczy mój szef, poprosił mnie o napisanie przysięgi małżeńskiej.
- To on ma narzeczoną? - spytała Karolina, wyciągając nos z książki.
- Na to wygląda, a myślałam, że jest sam,dziwne, bo zawsze tyle siedzi w pracy. 
- Teraz już nie możesz go podrywać. - odpaliła Berenika.
- Nigdy nawet o tym nie pomyślała, głupku. - spojrzała na nią z wyrzutem. - Zawsze zachowywaliśmy relacje, szef - pracownica, a teraz zachował się jak mój stary przyjaciel. 
- Napiszesz to? Tą przysięgę? - spytałam Karolina.
- Dam mu tą, którą już dawno temu napisałam, z nadzieją, że sama jej użyję... - powiedziała, czerwieniąc się.
- Serio? Napisałaś kiedyś przysięgę? - zapytała, niedowierzając Berenika.
- Tak, ale miałam nadzieję, że sama ją kiedyś wypowiem. - spojrzała smutno. - Dobrze, to ja pójdę już pisać, bo muszę ją trochę przekształcić, ale i tak jest piękna, jakbym ja ją usłyszała, łzy by mi poleciały. - powiedziała Mandarynka, zmierzając do swojego pokoju.
   
    Kiedy Karolina została sama z Bereniką, nie mogła się powstrzymać, musiała jej  powiedzieć, przecież, gdyby to była ona...
- Chciałam, z Tobą porozmawiać...

~ Przepraszam, że tak długo, ale nie mam ostatnio weny ;( Dla dociekliwych pani Stanisława to sprzątaczka, która pracuje dla pani Szafran. Sprawy się komplikują, ale będzie dobrze! Mam nadzieję, że wam się podobało, więc komentujcie, subskrybujcie. Na prawdę, na was liczę, bo nie odpadnie wam ręka jak coś napiszecie, a ja siedzę uchachana (!) jak widzę, że piszecie. Nawet jak wam się nie podoba, piszcie, a ja będę wiedziała, co dalej ;) Liczę na was, moi czytelnicy :)

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 5

- Wiecie, chciałabym wam coś powiedzieć... - zaczęła Berenika.
- Kontynuuj... - powiedziała Karolina.
- W piątek, przed imprezą Mandarynki... No przejdźmy do sedna, mam chłopaka. Ma na imię Janek i jest synem, mojej profesorki pani Szafran. Jest taki przystojny, umięśniony... - powiedziała Berenika.
- Dobra, dobra, bo się rozpłyniesz. - rzuciła Magda wychodząc z kuchni.
- A to nie jest ten chłopak, do którego szłyśmy z zaproszeniem na urodziny Mandarynki? - zapytała Karolina.
- Tak, właśnie ten... - powiedziała Nika z rozmarzonym głosem, lecz po chwili wróciła do przewracania naleśników.
- Musisz nam go przedstawić. - zarządała Magda.
- Jakieś plany na dzisiaj, oprócz zakupów z nami? - zagadnęła Karolina.
- Dzisiaj idziemy na randkę, kolejną, bo generalnie jesteśmy razem dosyć długo. - zapiszczała Berenika, ubierając spódnicę. Hmm... Lekko przyciasnawa. - pomyślała dziewczyna zapinając bluzkę.- Muszę w końcu wyglądać dobrze, idziemy dzisiaj na randkę.
- Dobra my lecimy. - powiedziała Mandarynka zamykając drzwi. - Pamiętaj o tym, że dzisiaj idziemy na zakupy, bądź w domu około 19.
- Tak, tak. Idźcie już bo się spóźnicie. - odpowiedziała Berenika.

Berenika

  - Witam Was, na dzisiejszych wykładach, niestety dzisiaj będą one krótsze, ponieważ muszę jechać na konferencje do Krakowa. Chciałabym, abyście zaczęli malować ludzkie portrety. Farby akrylowe, przygotować! O! Jest już nasz model. - wskazała ręką na chłopaka, który właśnie wszedł w drzwi.- Ten o to młody mężczyzna zgodził się pozować dla was. 
   Janek przechodząc puścił oczko do Niki i zaczął ściągać koszulkę, jego pięknie wyrzeźbione mięśnie "wypływały" spod bawełnianej koszulki. Berenika nie umiała powstrzymać uśmiechu. Nagle koleżanki obok zaczęły rozmawiać "Jakie to ciacho do nas przysłali" jedna nawet powiedziała kilka obrzydliwych słów, ale dziewczynie to nie przeszkadzało, bo cała jej uwaga była zwrócona ku Jankowi, który nie był zbyt zawstydzony leżąc na stole nagi, jedną rzeczą zakrywającą choć trochę goliznę, była tkanina okrywająca jego podbrzusze, jednak cały czas wpół leżał podparty na łokciu i uśmiechał się do dziewczyn, które jak najbardziej starały się przyciągnąć jego uwagę. Berenika starała się nie zauważać spojrzeń Janka, które padały w jej stronę.
   Było tak jeszcze przez półtorej godziny, wreszcie skończyła swoją pracę, odała ją pani Zamojskiej, noszącej dziwaczne imię Waleria. Portret bardzo jej się spodobał, dziewczyna zaliczyła celująco. Profesor ogłosiła koniec zajęć, wszyscy powoli zaczęłi wychodzić, oprócz kilku dziewczyn, które celowo spowalnialy sprzątanie, żeby porozmawiać z Jankiem. Jaki zawód ich czekał kiedy mężczyzna ubrany stanął za Niką, objął ją i wyszli z klasy, aby zjeść wspólnie obiad, w jakiejś kameralnej restauracji na mieście. 
   Obiad minął w cudownej atmosferze. Atmosferze zakochanych, a co może być lepszego od miłości?
Potem poszli na spacer, aż wreszcie Janek odprowadził dziewczynę do domu, gdzie z przykrością się rozstali, tzn. z przykrością jak dla kogo...
Magda

 - Pani Magdaleno, chciałem z Panią porozmawiać o bardzo ważnej sprawie... Mianowicie, za dwa miesiące nasza firma organizuje szkolenie, a ponieważ Pani jest jednym z najlepszych pracowników, chciałbym Pani zaproponować udział w nim. - oznajmił pan Sowa jak zawsze poważnym tonem.
- Oczywiście, dziękuje za taką  propozycję, chociaż pracuje tu ledwo od dwóch miesięcy. - uśmiechnęła się Magda do szefa. - Tylko nic mi pan nie powiedział, żadnych szczegółów...
- Zapomniałem przepraszam. - przerwał jej. - Szkolenie odbędzie w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Illinnois w Chicago. Będzie trwało dwa miesiące, w tym czasie będziecie mieć konferencje, spotkania z amerykańskimi pisarzami. Będziecie z nimi rozmawiać itd. Wiesz jak wyglądają konferencje.? Będziecie również robić projekt okładki, tak dla zabawy. W końcu będziecie mieć trochę czasu na zwiedzanie, Chicago. Co o tym myślisz? - zapytał.
- Jest to ogromna okazja zarówno samorozwoju ale i poznania innych krajów. Podziwiam wielu amerykańskich pisarzy, oczywiście z całego serca chciałabym ich spotkać, ale muszę to przedyskutować z moją rodziną. - oznajmiła Magda.
- Rodziną, przecież... Przepraszam, to nie moja sprawa. - zapeszył się Filip.
- Nic się nie stało, owszem nie znam swoich rodziców, dziadków, ponieważ dorastałam w Domu Dziecka, ale to nie znaczy, że sama nie mogę stworzyć rodziny. Nie mam również męża. Moją rodziną są moje przyjaciółki, bez których nie było by mnie tutaj. - powiedziała smutno.
- Przepraszam, nie powinienem był. Jednakże, dziękuję za zaufanie. Dziękuje, że mi pani to powiedziała.
- Szanuje Pana, dlatego to powiedziałam. Nie chcę również, żeby ludzie uważali, że jest to w jakimś sensie temat tabu, czasami słyszę jak niektórzy pracownicy milkną, kiedy wchodzę, a oni rozmawiają o rodzinie. 
- Rozumiem, proszę dokładnie rozważyć wszystkie za i przeciw i przyjść do mojego biura. Niech pani w ogóle się nie pokazuje z złą wiadomością. Nie wolno pani zaprzepaścić takiej szansy. - powiedział.
- Wiem. - powiedziała cichutko Magda, z nadzieją, że nikt jej nie usłyszy.
   Reszta dnia minęła spokojnie. Dziewczyna wreszcie zaczynała normalnie pracować na swoim laptopie , ponieważ system ISO będący we wszystkich produktach Apple, był bardzo trudny do zrozumienia. Na biurku czekała na nią kolejna książka, którą musiała zredagować i poprawić. Wszyscy zdziwiliby się jak dużo błędów popełniają pisarze, weźmy tą Olszakówne, sławna na całą Polskę, a nie może zapamiętać, że przed słowem ale ZAWSZE jest przecinek. - pomyśłała dziewczyna i zabrała się do pracy. 
   Wychodząc z pracy natknęła się na Alinę i Honoratę, które zawzięcie opowiadały o szkoleniu w USA.
- Słyszłaś, że ta sierota dostała ofertę? -powiedziała Alina.
- Tak, i wiesz co? Nie zgodziła się, głupi Filip, po co ją trzyma, przecież ona na nic się nie nadaje. - oznajmiła Honorata.
Słysząc to o mało nie przewróciła się z wrażenia. Myślałam, że są w porządku. Jak widać, grubo się myliłam. - pomyślała dziewczyna, przechodząc obok nich.
Całą drogę do domu Magda śmiała się z tych dziewczyn, poprawiło jej to humor. Taka ciężka decyzja spoczywała na jej barkach. Potem zaczęła czytać Harrego Pottera i Zakon Feniksa.

Karoliona

- Witam was na pierwszych praktykach. Jako, że jesteście już na drugim roku, to je zaczniecie. Ta pani ma mieć pobieraną krew, więc każde z was dostanie pacjenta, z którego, będzie musiał upuścić trochę krwi, he he he. Jak wampiry. - zaśmiał się profesor.
Studenci ryknęli śmiechem, co jakiś czas podśmiechując się z dziwnego zachowania profesora Gałki. Kiedy przyszła kolej na Karolinę, ta z drżącymi rękoma przemyła miejsce zgięcia ręki przemiłej staruszki. Wyciągnęła nową igłę , pobrała krew pacjentki i odłożyła na stojak. Po kolorze krwi wiedziała, że pani jest bardzo chora. Spojrzała na nią była bardzo bladą kobietą miała około 70 lat, była wiosna, więc ludzie zaczęli chodzić w krótkich bluzkach, na jej rękach widziała liczne siniaki i wybroczyny. Profesor powiedział mi, że mają nic nie mówić, nie okazywać uczuć, bo wiele razy będą świadkami śmierci pacjentów, ale nie potrafiła zostawić tej pani. To była białaczka w dość silnym stadium. Po wyjściu staruszki zapytała:
- Mogę porozmawiać z tą kobietą? 
- Niestety nie może pani, jeżeli nam się uda wasi pacjenci odbiorą wyniki z waszych rąk, ale to nie wasza działka. Was nie interesuje czy są zdrowi czy nie, wy ich tylko badacie. Na razie nie jesteście żadnymi lekarzami, nie wybraliście nawet specjalizacji, więc róbcie to co macie robić i nie zapominajcie, że nie jest waszym zmartwieniem, czy dożyją jutra...
- Dla pana to jest śmieszne? Ta kobieta ma białaczkę, to nie jest jakaiś tam ból głowy, ale poważna choroba, na którą ludzie umierają. Jak może pan to lekceważyć... 
- Jeszcze jedno słowo, a nie zdasz praktyk. Słuchasz mnie, albo wylatujesz z Akademii, zrozumiano? Przy okazji to miało być śmieszne, ale jak widzę, nie śmieszą was takie żarty... Moja poprzednia grupa była bardziej zabawna, raz nawet... - urwał profesor i natychmiastowo zakończył praktyki.
   Wychodząc ze szpitala Karolina spotkała Roberta, który z ochotą podszedł do niej i zaczęli rozmawiać. Robert odprowadził ją aż do ulicy i zapytał:
- Może spotkamy się w sobotę?
- Robert, przecież wiem o Julce.. - lecz nie dane jej było skończyć, bo z klatki schodowej wyskoczyły dziewczyny i porwały ja do taksówki, która miała je zawieźć. Zdążyła tylko pomachać Robertowi, który stał ze skwaszoną miną.

  Na zakupach bawiły się świetnie, zaopatrzyły się w ubrania na następny miesiąc i wydały większe części ich wypłat, czy też stypendiów. Na koniec poszły do kawiarni, gdzie Magda opowiedziała o szkoleniu w USA, Berenika o randce z Jankiem, a Karolina o pacjentce. Każda miała swoje problemy, jednak co trzy głowy to nie dwie; razem wymyśliły rozwiązania swoich problemów. Nieopodal przechodził Janek, całując piękną brunetkę, jednak gdy zobaczył Berenikę dziwnie szybko się oddalił. Niestety (dla niego) kontem oka zauważyła ich Karolina....
   
~ I jest ;) Wiem, wiem, że nie napisałam w weekend, ale tak jak nasze bohaterki miałam bardzo ważne sprawy, które uniemożliwiły mi pisanie. Dla dociekliwych profesor Gałka, będzie strasznym dziwakiem z nietrafionymi tekstami, a jego wypowiedzi specjalnie są beznadzieje ;) Szykujcie się na zwrot akcji o jakieś 180 stopni, bo w najbliższych rozdziałach dużo będzie się działo. Mam nadzieję, że wam się podobało. Komentujcie, subskrybujcie.... i opowiadajcie znajomym o blogu, nieznajomych, przyjaciołom i ogólnie ludziom, bo zauważyłam, że ostatnio mało się udzielacie i odwiedzacie mój blog. 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 4

  - STO LAT!!!!
Łzy zaczęły jej lecieć po policzkach i nagle silne ramiona zaczęły ją oplatać. To Berenika i Karolina. Jeszcze nikt, nigdy nie zrobił jej takiej przyjemności. Przez cały tydzień żyła myślą, że nikt nie pamięta o jej urodzinach, a tu proszę, wszyscy, znajomi z pracy i studiów, ale najważniejsze jej przyjaciółki, osoby bez których nie poradziła by sobie w ostatnim roku, osoby bez których jej życie nie było by takie samo, hm... w ogóle by go nie było, bo one dały jej siłę, by żyć, by stanąć i walczyć. Właśnie dzięki nim stała się taką osobą, kimś kim zawsze chciała być. Łzy ciągle płynęły jej po twarzy, a dziewczyny nadal ją przytulały. Poczuła się jedną z najszczęśliwszych osób na świecie.
- Co ty tam tak chlipiesz? - zapytała Karolina.
- Bo... to... jest... niewiarygodne... jak.. wy? - tylko tyle zdołała wydusić z siebie przez łzy Magda.
- Wiesz ma się tu i tam znajomych, ale najważniejsze czy ci się podoba? - odpowiedziała Berenika.
Magda spojrzała na nią zapłakanymi oczami, a po chwili przytaknęła.
- Dobra dość płakania, rozmarzesz sobie makijaż, a poza tym to twoja impreza a gospodarz nie płacze tylko zabawia gości! - powiedziała Karolina i razem z Niką, zaczęły ciągnąć ją w stronę gości.
   Impreza trwała do późna, każdy składał Magdzie życzenia, wszyscy tańczyli do upadłego. Alkoholu zostało kupionego naprawdę dużo, ale połowa została, bo byli to ludzie dla których nie liczyła się ilość wypitego alkoholu. Nie było to dla nich wyznacznikiem dobrej zabawy. Oczywiście muzyka była wybierana spośród ulubionych płyt Mandarynki, wśród nich było więcej rocka, oraz muzyki lat 60, 70, 80 i 90 to jednak dało się tam również znaleźć coś do potańczenia. Jedzenie było wyśmienite, goście uważali, że to przysłowiowe "niebo w gębie". Na koniec imprezy wszyscy obowiązkowo zatańczyli "Macarenę" i zaczęli rozchodzić się do domów.
   Magda stała i żegnała się ze znajomymi. Z miejsca gdzie stała dochodziły odgłosy pożegnań, całusów, płaczu.
- Kochana jeszcze raz zdrowia i szczęścia. Od nas i wiesz do szybkiego spotkania, musisz poznać moją córeczkę. - pożegnała się Gosia, przyjaciółka Magdy z akademika.
- Uszy do góry, bez łez i do zobaczenia, Mandarynko. - pożegnał się z nią Dawid, znajomy z pracy.
Jeszcze kilka osób pożegnało się z solenizantką i dziewczyny zostały same, pobieżnie posprzątały, zebrały prezenty, których było na prawdę dużo i wyszły zmierzając w stronę ulicy Czaplineckiej.
   Przechodząc przez miasto dziewczyny cały czas rozmawiały o minionej imprezie. Magda tylko szła i przysłuchiwała się przyjaciółkom, bo nadal nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Ona wychowanka Domu dziecka, stała się pracującą młodą kobietą. Ma najlepsze przyjaciółki na świecie, które jako pierwsze osoby w jej życiu, były z nią pomimo tego co się dzieje w jej życiu. W pewnym sensie właśnie te tragedie, które je dotknęły w życiu połączyły je. Magda w tym momencie dziękowała za to, że jest tak współczującą osobą, bo gdyby nie podeszła do płaczącej Niki tego dnia, nigdy by się nie zaprzyjaźniły. Nie miała by rodziny, którą pomimo tak krótkiego czasu się stały. W rodzinie nie chodzi o więzy krwi. Rodzina to ludzie, którzy pomimo wad, i przeciwności losu są przy nas cały czas.
- Jesteśmy rodziną... - wyrwało się Magdzie podczas rozmyślań.
   Nika i Karolina, którym przerwała rozmowę o jakże przystojnym kelnerze, który obsługiwał imprezę natychmiast zmilkły. Przez chwilę szły w ciszy, i myślały nas sensem tych słów. Nagle Karolina zatrzymała się podeszła do nich, przygarnęła je i zamknęła w uścisku.
- Chyba było nam to pisane, pomimo nieszczęścia mamy siebie, taką jakby rodzinę zastępczą, którą same utworzyłyśmy. - powiedziała a łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Okazało się, że nie tylko ona zaczęła płakać, pozostałe dziewczyny też zaczęły szlochać, więc wspólnie stwierdziły, że wezmą taksówkę, bo miały spory kawałek do przejścia, a w takim stanie było by ciężko
Gdy wreszcie taksówka podjechała całe zapłakane wsiadły, a taksówkarz zaczął się śmiać. Myśląc, że to jakiś wariat, zapytały o co chodzi, a on bez słowa przekręcił wsteczne lusterko w stronę Magdy, która siedziała z przodu, z wszystkimi prezentami. Dziewczyna od razu zaczęła się śmiać.
- Wyglądam jak potwór, ha ha... - powiedziała Magda i dostała ataku śmiechu.
- Ha ha, Karolina... jak ty.... wyglądasz! - wydukała Berenika i zaczęła się śmiać.
- Nikt nigdy nie zapewnił mi takiej rozrywki o czwartej nad ranem. - powiedział taksówkarz wjeżdżając w Czaplinecką.
- Niech pan się nas spodziewa za cztery miesiące, bo tym razem ja będę miła urodziny. - śmiała się Berenika i zaczęła wychodzić z auta.
- Do zobaczenia. - powiedziały dziewczyny.
- Tak, z pewnością do zobaczenia. - powiedział taksówkarz, cały czas się śmiejąc.

 Gdy wreszcie znalazły się w domu, ubrały się w piżamy i zaczęły rozmawiać, przypominać sobie pierwsze spotkanie; żadna z nich nie miała nastroju na sen. Śmiały się z taksówkarza i jego miny, gdy takie zapłakane z rozmazanymi makijażami wsiadły do taksówki i chlipały mu w aucie, całą drogę na Czaplinecką.
- Ten pan był taki rozbawiony naszym wyglądem. Nie mogłam się opanować, nadal nie mogę się powstrzymać od śmiechu jak sobie przypomnę tę sytuację. - powiedziała Berenika.
- A pamiętacie jak Paweł zaczął wywijać na parkiecie, z Michaliną?
- Oczywiście. Potem wpadli na kelnera, który zaczął podrywać Ulkę. Chyba nawet wymienili się numerami, mam nadzieję, że Ula nie zastosowała sztuczki z wymianą jednej cyfry, bo ten facet był całkiem miły. - powiedziała Karolina.
- O bogowie! Jest ósma nad ranem. - powiedziała Magda patrząc na zegarek. - Dobrze, że jutro wolne, ale chodźmy do łóżek, jestem padnięta.
- Jestem za, upadnę, zasnę i nie wstanę. - obwieściła Karolina. - Dobra noc, a właściwie dobry dzień.
- Śpijcie dobrze. Dziękuje wam.. - powiedziała Magda.
- Wiesz, że dla ciebie wszystko. - powiedziały dziewczyny i rozeszły się do pokoi.
   Nigdy tego nie zapomnę, pomyślała Magda zasypiając.



 ~  Dla dociekliwych miejsca i ulice opisane w opowiadaniu są prawdziwe Bee Club, ulica Czaplinecka, Uniwersytety na których uczą się dziewczyny, są jak najbardziej prawdziwe i znajdują się w Poznaniu. Musiałam trochę zmienić, więc ta fala ~ będzie znaczyła moją wypowiedz na koniec, a pochyły tekst to myśli dziewczyn.Pomimo, że nie pochodzę z Poznania, ani w nim nie mieszkam, lubię to miasto, chociaż trochę źle mi się kojarzy. Chciałam je opisać ;) Jest. Przepraszam, że tak długo, ale mam tyle pracy w szkole, że jest mi trudno. Mam nadzieję, że wam się spodoba, chcieliście jakiś krótszy, więc macie. Komentujcie, obserwujcie  i do następnej niedzieli :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 3

Około tygodnia później, czyt. Urodziny Magdy

   - Cześć, myślałam, że nigdy nie wstaniesz. - powiedziała Berenika, smarując kanapki masłem.
- No bez przesady, przecież ja nigdy nie śpię długo... - w tym momencie Karolina rzuciła okiem na zegar - JEST 9.56? Dzisiaj mam zajęcia od 11, mam tylko godzinę.. W ogóle gdzie jest Magda?
- Musiała iść do pracy, wyszła jakieś dwie godziny temu. - odpowiedziała patrząc na zegar.
- Ciekawe, co u niej, nie miałam szansy z nią porozmawiać. - powiedziała smutno Karolina.
- Jak tam było wczoraj z Robertem? - zapytała dziewczyna z znaczącym uśmieszkiem.
- Bardzo miło, ale kiedy on wyszedł? Pamiętam jak opowiadał mi jakąś historię z liceum i... pustka, nic. - odpowiedziała.
- Zasnęłaś. - odpowiedziała jej Berenika, przygryzając kanapkę ze szczypiorkiem.
- Ale obudziłam się przykryta kocem.. w ubraniu..., więc przykryłyście mnie? - zapytała dziewczyna, jedząc pyszne kanapki.
- No, hmm... właściwie jak weszłyśmy to byłaś przykryta, a ten Robert to swoją drogą bardzo miły facet, no i bardzo przystojny. Dlaczego nic o nim nie mówiłaś? - odpowiedziała Berenika.
- Właściwie nie ma o czym, bo to tylko mój kolega z roku. Siedzę koło niego i czasami rozmawiamy, śmiejemy się, ale ja nie za bardzo lubię jego towarzystwo.
- A ja myślę, że się boisz, i wymyślasz głupie wymówki. Nadal boisz się zbliżyć do jakiegokolwiek mężczyzny, prawda?
   Karolina wychodząc z kuchni, skinęła głową, ponieważ bardzo dobrze wiedziała, że przyjaciółka ma rację, ale... Robert.... wydawał jej się taki inny, niż się spodziewała, nawet na wykładach nigdy na nią nie naciskał. A jednak pomimo postanowienia, nie potrafiła się przełamać, nawet jeżeli Robert wydawał się idealny na mężczyznę jej życia.
Gdy wychodziła z domu Nika, krzyknęła za nią:
- Pamiętaj o dzisiejszym dniu, wszystko jest gotowe, a Mandarynka nic nie podejrzewa.
- Jak mogłabym zapomnieć! - odkrzyknęła dziewczyna i zatopiła się w rozmyślaniu.


Karolina

   Pamiętam jak kiedyś, zaprosił mnie na kawę i potem próbował pocałować, ale ja uciekłam wzrokiem i udawałam, że nie zauważyłam, jego twarzy tak blisko mojej. Robert tak się speszył, że już do końca spaceru nic nie mówił, a na moje pytania odpowiadał półsłówkami. Na początku wydawał mi się taki popularny, często wychodził z jakimiś dziewczynami z roku, ale od jakiegoś czasu, przestał. Czasami dostrzegałam, kącikiem oka, jak spoglądał na mnie, jakimś dziwnym spojrzeniem, tylko, że bałam się tego spojrzenia, bo była w nim czułość. A do tego przykrył mnie kocem, to było jeszcze gorsze. Pewna część mnie chciałaby podejść do niego, pocałować go. Jednak tam w czeluściach mojego umysłu jest taka część, która rękami i nogami trzyma się, by tego nie zrobić. Jak na razie ona wygrywa. Przemyślenia Karolina skończyła, kiedy zaczęła otwierać drzwi od gmachu Uniwersytetu. Nagle zobaczyła jak Robert z kwaśną miną rozmawia z Julką, dziewczyną z jego paczki:
 - Ja jestem twoją.... dziewczyną.... a... wybij sobie to.... przecież... - W tym momencie wzrok Julki i Roberta, padał na Karolina; dziewczyna zamilkła.
 Więc Robert ma dziewczynę... Chciałam go zaprosić dzisiaj na kawę, taką trochę w rodzaju randki, myśłałam nad słowami Bereniki. Myślę, że Jula jest bardziej odpowiednia dla Roberta, niż ja. Ona jest taka piękna, zawsze ślicznie ubrana, a ja... kto by chciał taką dziewczynę jak ja? Bojącą się facetów. - pomyślała smutno.
  Przez całe wykłady z anatomii nie potrafiła, się skupić. Robert zaczął z nią rozmawiać, jednak rozmowa się nie kleiła. Mężczyzna posmutniał. Na koniec wykładów, kiedy wszyscy zaczęli się rozchodzić, do innych sal, podeszła do Roberta i powiedziała:
- Gratuluję Ci.
- Ale czego? - powiedział zdziwiony, po chwili zreflektował się - Tak, tak, nie wiedziałem, że wieści tak szybko się rozchodzą. - dopowiedział z uśmiechem od ucha do ucha.
 Wychodząc z klasy zobaczyła wyniki ostatniego kolokwium, dostała 4 z anatomii i 5 z chemii, reszta to głównie 4, ale wpadła jakaś 3, nie spodziewała się tak dobrych wyników. Większość nie zdała, jej wzrok padł na Roberta, który uzyskał najlepszy wynik, miał same 5.


Berenika

  Około 12 dziewczyna poszła na wykłady historii sztuki. Dzisiaj mieli omawiać starożytny Egipt, było to tak nudne jak czytanie "Krzyżaków" ;) W czasie wykładów, musiała wyjść za potrzebą. Dochodząc do toalety, która znajdowała się na drugim końcu budynku, zobaczyła Janka, stojącego pod ścianą.
- Cześć - powiedziała niepewnie.
- Cześć, cześć - powiedział z zawadiackim uśmiechem, po czym podszedł i pocałował dziewczynę.
Nika spojrzała na niego zdziwiona, a on tylko mocniej przyciągnął do siebie. Potem poszli do łazienki, nadal się całując. Chłopak posadził ją na szafce i spojrzał, na nią pytającym głosem. Dziewczyna już miała odepchnąć go od siebie, wiedząc, że to się źle skończy. Skinęła głową, a on znów zaczął ją całować, usta, szyję, piersi, brzuch...
  Kiedy godzinę, później wyszli z łazienki, chłopak ubierał spodnie, a ona zakładając spódniczkę, uśmiechała się u duchu.
- Masz jakieś plany, na wieczór? - zapytała go z zamiarem zaproszenia go na imprezę urodzinową Magdy.
- Właściwie mam, ale... mogę przełożyć... - powiedział z wahaniem.
- Nie, nie. - powiedziała wyraźnie smutniejąc.
- Nika, ja tylko powiedziałem, że nie możemy się spotkać dzisiaj, ale jutro, jutro jestem cały twój. - powiedział, całując dziewczynę.
- Cały? - powiedziała z zawadiackim uśmieszkiem.
- Cały. - powiedział, biorąc ją za rękę. Odprowadził ją pod salę, a potem odszedł, cały czas się za siebie oglądając.
  Kiedy dziewczyna przyszła do domu, zastała dziwnie smutną Karolinę, zapytała więc co się stało:
- Bo wiesz, miałaś rację, cały czas się boję. Dzisiaj wpadałam na pomysł, zaproszenia Roberta na randkę, ale usłyszałam rozmowę jego i innej dziewczyny i wychodzi na to, że on ma dziewczynę, a wczoraj spędziliśmy taki romantyczny wieczór, a on nawet o tym nie powiedział... Faceci to świnie.. - skwitowała swoją opowieść Karolina.
- Kiedy razem z Magdą, usiądziemy na nasze relacje z dnia, opowiem wam co robiłam dzisiaj z nowo poznanym facetem, takim Jankiem w... toalecie. - opowiedziała dziewczyna, patrząc na pytającą minę przyjaciółki.
- A co robiłaś? - zapytała z zadziornym uśmieszkiem.
- No, wiesz takie damsko-męskie sprawy. - odpowiedziała Berenika i zaczęła się śmiać razem z Karoliną.
   Karolina bardzo chciała znać szczegóły, jednak nie miały już czasu, bo zaczęły się przygotowywać na przyjęcie-niespodzianka dla Magdy.

Magda                                                                                                    
   Magda przez cały czas snuła się w pracy od kąta do kąta. Miała okropny humor. Przecież, dziś moje urodziny, a wszyscy dosłownie, wszyscy zapomnieli. Dziewczyny nawet nie wspomniały, chociaż    Karolina spała jak wychodziłam, myślałam, że w tym roku, wreszcie, ktoś będzie o mnie pamiętał.     
   Cały dzień opracowaływała jedną książkę, więc miała już dosyć czytania. W przerwie na lunch, nikt z jej    kumpli z pary, nic nie wspomniał, wszyscy mówili o następnym meczu FC Barcelony, a pozostali rozmawiali przyciszonymi głosami. Nawet pan Sowa, jej szef nic nie mówił, jednak w przerwie, zniknął gdzieś i wrócił z jakąś paczką, a kiedy spotkał Magdę tak się przestraszył, że omal nie upuścił pakunku. Magda pomyślała, że to dla niej, ale nic nie dostała. Pod koniec pracy jakąś godzinę przed końcem, cały personel z jej piętra, rozmawiał o czymś, lecz kiedy Magda przechodziła wszyscy jak jeden mąż milkli. Potem skończyła prace i w beznadziejnym humorze wracała do domu autobusem, była tak zła, że nie myślała o ponownym spotkaniu przstojengo Filipa, nauczyciela, który zaprzątał jej myśli. Kiedy wróciła do domu, nikogo nie zastała, przecież dziewczyny dawno skończyły wykłady, dziwne.
   Po kilku godzinach, w czasie kąpieli, ktoś otworzył drzwi, do łazienki wpadły dziewczyny w ślicznych sukienkach i wysokich butach, kazały jej wychodzić z wanny, założyć najładniejszą sukienkę jaką ma, umalować się, potem naraz stwierdziły, że ją porywają.
  Magda nadal nie wiedziała co się dzieje, potem wsiadły do jakiegoś auta, Magdzie zawiązano oczy, tak, że kompletnie nic nie widziała, potem prowadziły ją gdzieś, wchodziły po schodach, otworzyły jakieś drzwi, dziewczyny zdzieły jej opaskę. Było ciemno.
  Nagle zapaliło się światło, muzyka zaczęła grać a ona zobaczyła wszystkich swoich znajomych, kumpli i koleżanki z pracy, a wtedy wszyscy krzyknęli:....



 ~  Bardzo długo nie mogłam się zabrać, tu szkoła, tam święta. Mam nadzieję, że wam się podobało. Przy okazji chciałam was przeprosić, że tak długo, ale cóż nie mam czasu. Chcę jednocześnie was poinformować, że rozdziały będą dodawane w soboty lub niedziele. Mam nadzieję, że wam się podobało. Dżizas! Ile się stanie w następnym rozdziale ;) 
PS Mam nadzieję, że nie uraziłam fanów Krzyżaków, ale ja zasypiałam przy tej książce ;)


piątek, 29 marca 2013

Rozdział 2

  - Co dzisiaj na śniadanie? - zapytała Karolina wchodząc do kuchni.
  - Naleśniki. - odpowiedziała jej Berenika podrzucając placek na patelni, aby równomiernie go usmażyć.
  - Jak tu cudownie pachnie. -  ogłosiła Magda, wchodząc do kuchni. - Niestety nie mam zbyt wiele czasu, by zjeść... Mam być dzisiaj o 7.30 w firmie.
  - Cieszę się, że wczoraj pogadałyśmy, od dzisiaj to będzie taka tradycja, każdego dnia siadamy i opowiadamy sobie nawzajem co się stało danego dnia, dobra? - zaproponowała Karolina.
  - Mhm. - zamruczała Mandarynka i wybiegła z domu z naleśnikiem w ręce.
  - Jestem za - odpowiedziała Berenika, dolewając oleju do patelni.
  - Skoro Mandarynka już wyszła chciałam Ci opowiedzieć co ostatnio wymyśliłam, mianowicie, pewnie wiesz, że za tydzień Magda ma urodziny. Musimy jej przygotować jakąś imprezę, ona je uwielbia, a odkąd pracuje nie ma już na nic czasu.
  - Wiesz co? Ja myślę, że to genialny pomysł. Zamówię stolik w Bee, na 5 kwietnia. - zaproponowała Berenika.
  - Świetnie zajmę się jedzeniem i gośćmi, ty lokalem, a Mandarynka będzie myślała, że zapomniałyśmy, ale się zdziwi, a swoją drogą kiedy będą wyniki, tego twojego wczorajszego kolokwium? - zainteresowała się dziewczyna.
  - Karolina! Co ty się tak niecierpliwisz, przecież pisałam je dopiero wczoraj...
  - Ojeju straszne, że się interesuje twoimi wynikami... - wzburzyła się Karolina.
Kilka sekund później dziewczyny zasiadły za stołem i zaczęły zajadać się pysznymi naleśnikami z nutellą.

Magda

  Już za tydzień moje urodziny, a dziewczyny zapomniały, a tak bardzo chciałam mieć normalne urodziny, chociaż ten jeden raz. Najwyżej usiądę sobie w pokoju i obejrzę jakiś smutny film, może tym razem wybiorę coś innego niż Wciąż ją kocham. Z jej rozmyślań wyrwało ją, nagłe hamowanie autobusu w którym siedziała. Drzwi zaczęły się otwierać i do środka wpadł istny tłum dzieciaków z plecakami, a za nimi pani krzycząca, że mają się zachowywać jak ludzie, a nie jak dzikusy w dżungli. Magda uśmiechnęła się do kobiety i odwróciła głowę w przeciwną stronę, a jej wzrok przyciągnęła para staruszków przechodząca przez pasy i trzymająca się za ręce. Chciałabym tak kiedyś, być przez tyle lat z jedną osobą, którą kocham. Chciałabym zostać w przyszłości babcią. Ale najbardziej chciałabym mieć męża, który pomimo, że jesteśmy wiele lat po ślubie, złapie mnie za rękę i pójdziemy na spacer. Nie będzie się tego wstydził. Jej rozmyślania przerwał jakiś głos.
  - Przepraszam, ale czy to miejsce obok Pani jest wolne. - powiedział schylający się do niej, przystojny blondyn.
  - Proszę tylko nie Pani, czuję się wtedy stara, a nie mam jeszcze trzydziestki. Proszę niech Pan.. - popatrzała na niego, a on pokręcił przecząco głową - usiądź.
 - Mam na imię Felix, jestem nauczycielem angielskiego w tej klasie. - wskazał na grupę uczniów.
 - Miło mi, jestem Magda, ale.. - już miała opowiedzieć o przezwisku, ale powstrzymała się.
 - Ale co? - zapytał Felix i spojrzał na nią z ślicznym uśmieszkiem.
 - Ale moi przyjaciele mówią na mnie Mandarynka. - odpowiedziała.
 - Znamy się dopiero kilka minut, a już awansowałem do grupy przyjaciół? - zapytał blondyn.
  Magda tylko wzruszyła ramionami, jednak mężczyzna nie dał za wygraną i zgadał do naszej bohaterki, a ta słynąca z gadulstwa, nie zakończyła rozmowy, aż do wyjścia z autobusu. Co jakiś czas było słychać szepty uczniów o nowej koleżance Pana Graya. Swoją drogą Polak z amerykańskim nazwiskiem - dziwne.Jednak nie za bardzo obchodziło ją nazwisko rozmówcy, skoro tak dobrze się z nim rozmawiało. 

Berenika

- Witam was na dzisiejszych warsztatach, zajmiemy się ołówkiem. Na środku sali mamy stolik z martwą naturą, Moi Drodzy postarajcie się uchwycić ten moment. Będę chodzić po klasie i doglądać waszych dzieł, rozpoczynajcie. - powiedziała profesor Szafran. 
  Nagle drzwi od sali otworzyły się i do sali wszedł chłopak, wyglądał na 25 lat. 
  - Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam dokumenty dla Ciebie. - powiedział.
  - Co ty tutaj robisz, nie wolno Ci wchodzić na moje zajęcia Janie. - Karolinę zainteresowała rozmowa, jednak nic więcej nie zdołała usłyszeć, gdyż profesor wyprowadziła bruneta z sali.
  Gdy wróciła, przeprosiła za przeszkody i dalej doglądała prac. Kiedy Berenika wychodziła z sali, zobaczyła bruneta siedzącego na przeciwko sali. Ciekawa osoba, porozmawiam z nim. Wygląda tak smutno, siedząc samotnie. Przecież nie pójdę z nim od razu do łóżka, he he.
  - Dlaczego profesor Cię tak potraktowała? - zapytała bruneta. 
  - To bardzo długa historia... - odpowiedział patrząc dziewczynie prosto w oczy. Patrzył tak jakby miał się na nią rzucić.
  - Mam czas. - odpowiedziała ze złośliwym uśmieszkiem.
 Brunet zaśmiał się, jednak za chwilę zaproponował dziewczynie kawę, Berenika kiwnęła głową i poszli w stronę kawiarni Ekspresowej, nie przestając rozmawiać. Rozmowa przerodziła się w flirt. Syn, profesor Szafran, taki romantyczny, złośliwy, i taki przystojny. Warto było iść na studia do Akademii Sztuk Pięknych. Spędziła cudowny dzień z Jankiem, bo tak miał na imię, mężczyzna który zauroczył Berenikę, nie tylko wyglądem, ale charakterem i duszą artystyczną.

Karolina

  Nigdzie dzisiaj nie pójdę, nie idę na wykłady. Tak bardzo chciałabym wyjść z mojej skorupy, ale boję się. Boję się, pokazania całej siebie, bo wtedy jestem bezbronna, jak dziecko. Boję się, tego uczucia, że kogoś potrzebuje, że tęsknię kiedy kogoś nie ma. Boje się, że stracę kogoś na kim będzie mi zależało. Nie potrafię nawet o tym nikomu powiedzieć. Podziwiam Berenikę, właśnie spędza wieczór z nowo poznanym mężczyzną, a ja nie potrafię się do nikogo zbliżyć. Przecież, z Robertem nadal jesteśmy przyjaciółmi, a może on chce coś więcej i co wtedy? Chciał ze mną kiedyś wyjść, może na randkę, ale przecież nigdy, nie myślał o mnie jako dziewczynie? Prawda? Muszę przestać zamartwiać się rzeczami na które nie mam wpływu! To jest moje postanowienie na resztę roku.
 
Dziewczyna wstała z krzesła, które było przysunięte do okna. Lubiła tak siedzieć i patrzeć z okna na gwiazdy, albo ludzi ciągle spieszących się gdzieś, w jakimś celu. Często bawiła się w zgadywanie co myślą, co ich trapi albo o czym skrycie marzą. Nigdy nie miała pewności czy dobrze zgadła.
  Podeszła do telefonu i wykręciła numer Roberta.
  - Cześć. Nie miałbyś ochoty wpaść do mnie na chwilkę, podałbyś mi notatki? Może na herbatkę, hm.. albo coś mocniejszego?
  - Jasna sprawa, za niedługo będę. A zapomniałbym, gdzie ty w ogóle mieszkasz? Jeżyce, jeżycami. Ale nie znam ulicy.
  Dziewczyna wytłumaczyła mu, jak dojechać do ich mieszkania i poszła założyć codzienne ubranie, ponieważ w piżamie, nie pokaże się koledze z wydziału. 
  Piętnaście minut później, ktoś zapukał do drzwi.
  - Kto tam? - zapytała Karolina.
  - To ja Mandarynka, głupolu. 
  - Jasne wchodź, tylko wiesz przyjdzie do mnie mój kolega. - powiedziała, czerwieniąc się na policzkach.
  - Hm, hm, hm.. Proszę, proszę, nareszcie wychodzisz ze skorupki kurczaczku? - zaśmiała się Magda i zaczęła zamykać drzwi.
  - Dobry Wieczór, jeszcze ja się wepchnę. Miło mi jestem Robert, kolega z wydziału. - powiedział podając rękę w stronę Magdy.
  - Miło mi Magda, współlokatorka jak i najlepsza przyjaciółka Karoliny. - uśmiechnęła się a zamykając drzwi do swojego pokoju, puściła oczko do Karoliny, na co ta pokazała język.
  - Dobra chodźmy do mnie. - powiedziała dziewczyna prowadząc Roberta do pokoju.
  - Wow, nieźle się przygotowałaś. Kupiłaś moje ulubione wino! - powiedział, obracając w dłoni butelkę.
  - Serio? Też je lubię. - uśmiechnęła się.
   Po spisaniu przez Karolinę notatek siedzieli do późna opowiadając sobie historie z dzieciństwa, tego najbardziej beztroskiego czasu. Kiedy to największym problemem było jaką lalką się pobawić, albo w jaką grę zagrać z kolegami. Karolina słynąca z słabej głowy do alkoholu, zasnęła na ramieniu Roberta, gdy ten opowiadał o żarcie na zakończenie liceum. Wychodząc z pokoju, Robert przykrył ją kocem i zaczął wychodzić, jednak nie mógł się powstrzymać, pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło. A ona obróciła się na brzuch szepcząc przez sen:
  - Przy Tobie się nie boje.
  Nie umknęło to uwadze Roberta, który sekundę później ubierał buty. Obowiązkowo założył szalik i grubą kurtkę, bo nie zapowiadało się na poprawę pogody, pożegnał się z Bereniką i Magdą, które siedząc w kuchni rozmawiały o dzisiejszym dniu. Robert wyszedł na ulicę i poszedł w swoją stronę, z jakimś celem. Łatwo było się domyślić o czym myślał, ale jego marzenia i troski nadal pozostawały jego słodką tajemnicą.



 ~ Tak długo się zbierałam żeby napisać, ale jest wychuchany, wydmuchany, nowy rozdział.  Mam tyle pomysłów, co dalej, że masakra. Mamy już kilka nowych postaci: Jan Majewski, Felixa Graya i Roberta Winarskiego. Cóż, ci panowie zostaną z nami na długo, ale to nie koniec nowych postaci. A nazwiska piszę w razie pytań. Co ja się naszukałam tych nazwisk ;) A tymczasem, piszcie, obserwujcie i mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 1

  Dlaczego ja mam takie problemy ze wstaniem? - pomyślała każda z dziewczyn, leżąc pod cieplutką kołderką. Przed momentem w mieszkaniu na 1 piętrze na ulicy Czaplineckiej rozległy się trzy alarmy, mające za cel obudzenie naszych bohaterek. Cóż, nie wszystkim się udało... 
  Berenika wstała i przeciągając się podeszła do szafy, aby wybrać ubranie, które dzisiaj założy. Musi być stonowane, najlepiej biel i czerń, w końcu dzisiaj mam kolokwium, muszę jakoś wyglądać - pomyślała. Było to śmieszne, ponieważ dziewczyna zawsze wyglądała świetnie, nic dodać nić ująć, miała genialny gust. Ubierała nie tylko siebie, ale i Karolinę, czasami pomagała Magdzie, ona była indywidualistką, jednak potrzebowała czasem pomocy, by dobrać coś do niebieskiej spódnicy ołówka ;) 
  W tym samym czasie Karolina, jak zwykle energiczna, "wyleciała" z łóżka, zaczęła szukać po całym pokoju ubrać, które wczoraj naszykowała, lecz w bałaganie jaki panował, w jej pokoju trudno było coś znaleźć. Dooobra, tu jest fioletowa bluzka, nie, nie, nie, szukam tej czarnej, gdzie do cho.... ona się podziała, muszę się hamować za dużo przeklinam! O nie, dzisiaj zajęcia z panem Zaporskim, więc trzeba się przygotować, ale wczoraj nie miałam czasu! Kiedy Karolina skończyła swoje przemyślenia, odgarnęła, usypaną kupkę ubrań i wreszcie znalazła czarną bluzkę. Już zamykała pokój, kiedy przypomniała sobie, że zapomniała spakować torby, więc rzuciła ubrania na łóżko i  z powrotem zaczęła przekopywać swój bałagan, nazywany od święta (czytaj, kiedy można spokojnie przejść, a nie torować sobie ścieżki) pomieszczeniem do jakiegokolwiek użytku. 
  Podczas gdy Berenika zajmowała łazienkę, a Karolina pakowała torbę, Mandarynka smacznie spała w swoim łóżku, nie słyszała odgłosów pluskania, ani trzaskania przeróżnymi sprzętami, przez przyjaciółkę w pokoju obok. Śniło jej się, że siedzi w kawiarni, rozmawia z jakimś ślicznym brunetem o szmaragdowych oczach, który okazuje się Hiszpanem. Nagle sceneria się zmienia, siedzą w parku, słońce świeci i ogrzewa ich plecy nagle chłopak zaczyna się przybliżać, ich usta mają się połączyć w pocałunku... Z hukiem otwierają się drzwi od pokoju dziewczyny, a do pokoju wchodzi ubrana z kanapką w ręku Berenika.
- Jeszcze nie wstałaś, kobieto jest 10 po 7, jak chcesz zdążyć pierwszego dnia do pracy, to lepiej zacznij się zbierać, autobus Ci odjedzie, masz pół godziny! - powiedziała spokojnym głosem dziewczyna.

- Matko Boska, jest tak późno, ale miałam taki piękny sen, całowałam się zielonookim z Hiszpanem! - wrzasnęła jeszcze śpiąca Mandarynka.
- Jesteś ślicznie ubrana, masz jakieś egzaminy czy coś? - zażartowała dziewczyna
- Ha ha ha, bardzo śmieszne señorita. - powiedziała Berenika i wyszła podgryzając kanapkę. 

  Pół godziny później dziewczyny stały w przedpokoju i ubierały buty, pierwsza wybiegła Berenika, a za nią Karolina, która w pośpiechu życzyła przyjaciółce szczęścia. Ostatnia wybiegała Mandarynka, która zamykając drzwi, omal nie spadła ze schodów.



Karolina 

  Pognała, na przystanek autobusowy, który zawiózł ją pod Akademię Medyczną w Poznaniu. Szybko dostała się do auli, gdzie odbywały się zajęcia z panem Zaporskim. Kiedy nauczyciel zaczął opowiadać, o układzie oddechowym, myśli dziewczyny zaczęły krążyć po całej auli. Koło niej siedział jeden z najprzystojniejszych studentów jej roku, jednak nigdy jej się specjalnie nie podobał. Odpychało ją zawsze zachowanie Roberta w grupie, naśmiewał się z wszystkiego i wszystkich co popadnie. Chłopak był bardzo zabawny, czarujący, ale ona nie potrafiła się przełamać, nie potrafiła spojrzeć w oczy jakiemukolwiek chłopakowi i nie widzieć zdarzeń, sprzed kilku lat. Bała się, i dobrze o tym wiedziała. Robert kilkakrotnie próbował zaprosić ją na spotkanie, ale nigdy nie dostał zadowalającej odpowiedzi, więc próbował dalej. Kolejne godziny, na wykładach mijały, a dziewczyna biła się z myślami. Ostatnimi czasy coraz częściej myślała o tym, by w końcu wyjść ze skorupy.

 Berenika

  Już jestem spóźniona, przecież Mary, mnie zamorduje. Miałam być w auli o 7.50 a tu już 8.20.
Dobrze, jestem, wszyscy jeszcze w szatni?Krwawa Mary stoi przy biurku i szczerzy się do Majki. To jest najbardziej dziwna Pani profesor jaką znam!
- Dzień Dobry, dlaczego stoicie w szatni, skoro jest już 8.21 a kolokwium miało się zacząć o 8? - spytałam z lekkim zdziwieniem na twarzy.
- Czemu ty zawsze jesteś taka rozkojarzona? Jest 10 minut przed czasem. - powiedziała i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Świetnie, jakiś geniusz wpadł na genialny pomysł, przestawienia zegarka w moim telefonie. - powiedziałam z rezygnacją.
Mary spojrzała się z politowaniem i znów zaczęła rozmawiać z Majką tym lizusem, a ja podeszłam do Kingi, żeby porozmawiać, jednak Mary powiedziała, że wszyscy powoli mają schodzić do auli, bo za 5 minut zaczynamy. Będzie dobrze! Wyciągnęła ołówek i zaczęła rozwiązywać test.
Magda

  - Witamy Panią, w General Nova. Jak już Pani, pewnie wie zajmujemy się sprawdzaniem, drukowaniem, wydawaniem, oraz reklamowaniem książek. Pani zadaniem będzie czytanie książek, oczywiście nie wszystkich, jest Pani jedną z wielu osób, które zajmują się podobnym zajęciem. Jako osoba, która skończyła filologię polską, będzie Pani musiała, wyłapywać błędy, źle złożone zdania i poprawiać, co nieco. Ale po Pani już widać, że jest to idealne zajęcie. Mam nadzieję, że spodoba się Pani, nowe miejsce pracy, a w pudełku znajdzie Pani, narzędzie pracy oraz pierwsze zadanie. - uśmiechnęła się do pracodawcy i złośliwie zaśmiała się do siebie. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby tyle razy słowa Pani użyto w jednej wypowiedzi. Usiadła na krześle, które swoją drogą było bardzo wygodne, powiesiła torbę, na wieszaku koło siebie i poprawiła sukienkę. Zaczęła otwierać, pudełko leżące na biurku, które od samego początku bardzo ją zaciekawiło. Po chwili, wyciągnęła stamtąd nowiuteńkiego MacBooka. No już mi się podoba - pomyślała.W tym samym momencie z pudełka wypadła góra papieru, zatytułowana "Na przestrzeni wieków". Widzę, że pierwsza książka przede mną. Czas zacząć!


 ~ Więc, pierwszy rozdział jest. Ja wiem, że miało być mało, ale cierpię na przypadłość zwaną, lekką ręką do pisania, więc nawet kiedy mam napisać 1 stronę opowiadania, to jakimś cudem wychodzą 4 ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo mam jeszcze dużo pomysłów na nowe rozdziały. Mam nadzieję, że wam się spodoba, komentujcie, obserwujcie i polecajcie znajomym, a nóż a widelec im się spodoba ;3

środa, 20 marca 2013

Magda

  - Moja historia nie będzie, tak długa jak wasze, mimo to równie smutna. Jak wiecie ja nie miałam szansy poznać moich rodziców, nie wiem kim są, jak wyglądają a najważniejsze nie wiem dlaczego mnie zostawili. Wychowałam się w domu dziecka....
  - Odkąd pamiętam miałam przyjacółkę, miała na imię Nikola, przez kilka lat byłyśmy nierozłączne, do czasu naszych 10 urodzin. Kilka dni po przyjęciu, Nika, bo tak ją nazywałam, została wezwana do naszej opiekunki... Okazało się, że odnalazła ją jej ciocia, a dokładnie siostra jej matki i zabrała ją. Zabroniono jej widywać się ze mną, więc nigdy potem jej nie widziałam. Wszystko zaczęło toczyć się swoim biegiem, a ja zostałam bez niej, lata mijały, a ja byłam sama. Aż do 18-nastki, wiecie... to jest taki czas kiedy, dowiadujesz się o swoich rodzicach. Pani Franciszka nasza opiekunka i zarazem właścicielka domu, nazywaliśmy ją Franką, zabrała mnie do siebie na tak zwaną trudną rozmowę, która rzeczywiście była trudna. Pamiętam jakby to było wczoraj.
  - Siadaj moje dziecko. - powiedziała. - Wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale my nie znamy twoich rodziców, przez całe lata czekałam, modliłam się abyśmy dostali list. Ale nic, pustka. Jedyną rzeczą jaką mamy to ta kartka.
  - Podała mi zwykłą kartkę A4 na której było napisane... - w tym momencie Mandarynka zaczęła rozwijać jakiś stary zżółknięty papier. Podała dziewczynom kartkę:

Drodzy opiekunowie.
  Pozostawiam wam pod opiekę tę śliczną istotkę, dziewczynka urodziła się 23 stycznia 1997 roku w Kaliszu. Ma na imię Magda, a jej nazwisko brzmi Wiśniewska. Z przykrością piszę ten list, jednak nie mam wyboru. Jeżeli to czytasz kochanie, to wiedz, że cię kocham i kiedyś się zobaczymy, a ja będę miała okazję przeprosić cię za to, że musiałaś przez to przechodzić, z powodu mojej lekkomyślności i głupoty.



Przepraszam Cię córeczko,
mam nadzieję, że kiedyś mi 
wybaczysz, Twoja mama.

  - Powiedzieli mi jeszcze, że zostałam znaleziona w Oknie Życia, mając roczek w różowym ubranku, z tą kartką. Więc przez jakiś czas mieszkałam z matką, ale ciekawi mnie ten fragment "... kiedyś się zobaczymy.." ciekawa jestem co miała na myśli. Chciała bym ja spotkać, by dowiedzieć się co  takie zrobiła ta kobieta, wiedzieć jak wygląda, może opowie mi o ojcu... - Po chwili urwała, by następnie z czerwonymi oczami, powiedzieć - Wiecie co nie ważne...
- Wiesz, co nie przejmuj się, my jesteśmy twoją rodziną i nigdy, przenigdy cię nie zostawimy! - powiedziała Karolina, przysuwając się do dziewczyn, by zakończyć ten smutny wieczór jakimś wesołym akcentem, w postaci tulenia.
  Potem obejrzały jakiś film i położyły się spać, by jutro wypoczęte, pójść w na wykłady, do nowej pracy. Zaczną żyć teraźniejszością, a nie wspomnieniami. Zaczną tworzyć momenty, chwile, aby za kilka lat znów usiąść i powspominać, lecz tym razem te dobre historie, bo nie ukrywajmy, złe historie się zdarzą, ale często przeplatają się z tymi dobrymi.



 ~ Więc mamy już historie, wszystkich dziewczyn. Pozostaje tylko zabrać się za pierwszy rozdział, co będzie trudne, bo nie mam go jeszcze napisanego. Przepraszam za jakiekolwiek błędy i za tulenie, lecz nie mogłam znaleźć lepszego zamiennika tego słowa. Komentujcie, mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

niedziela, 17 marca 2013

Berenika

  - Mieszkałam w starej kamienicy, na pierwszym piętrze, z mamą - najcudowniejszą osobą na świecie, będącą lekiem na całe zło. Ojcem - ciągle nie było go w domu, był alkoholikiem, wolał żebyśmy go nie widzieli w takim stanie, ale w tamtym czasie poszedł po pomoc i było coraz lepiej, siostrą Laurą - miała wtedy 7 lat, wybierała się właśnie do szkoły, Maćkiem - moim starszym bratem, miał wtedy 18 lat i pierwszy raz się zakochał.... ze wzajemnością. Była jeszcze Malwina, ona była ozwierciedleniem matki, była dobra, kochająca.... była za dobra, miała wtedy 20 lat.
   Tamtego wieczoru wszyscy siedzieli przy stole, czekaliśmy na Malwinę, miała przyjść ze swoim nowo narodzonym synkiem. Drzwi się otworzyły, weszła niosąc zawiniątko w kocyku z Kubusiem Puchatkiem.
- To jest nowy członek rodziny mały Michałek - powiedziała ze łzami w oczach. Cieszyliśmy się że maluch urodził się zdrowy, ponieważ były z tym problemy. Jej narzeczony zostawił ją w ciąży, by jechać gdzieś ze swoją nową dziewczyną, która była młodsza i miała z nim 2 dzieci, o których zapomniał wspomnieć, Malwina o mało co nie straciła dziecka, jednak pomogliśmy jej. Rodzina, razem z jej najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, z którym wtedy spędzała bardzo dużo czasu, mięliśmy nadzieję, że pewnego dnia będą razem. Mama od razu wyskoczyła do mojej siostry by nacieszyć się pierwszym wnuczkiem, a ja wstałam i przytuliłam ją, w tym samym czasie myśląc jak świetnie nam było, Malwina jest szczęśliwa, Maciek również, Mama z Tatą co chwilę przerywali czynności, które wykonywali by przytulić się lub dać całusa. A ja i Laura, my cieszyłyśmy się, że są z nami, nie kłócą się, nikt nie leży w szpitalu a każdy z nich miał powód do uśmiechu - w tym momencie dziewczyna przerwała, by wytrzeć rękawem swetra kilka kropel  łez, które spływały jej po policzkach, lecz po chwili kontynuowała, jakby nic się nie stało.
  - Od kilku dni mama dzwoniła do społdzielni mieszkaniowej, by przysłali pracowników do naprawy pieca gazowego. Zdarzało się, że on.... wybuchał, czasami, sporadycznie, Nigdy nie było to groźne.
Maciek stał przed lustrem i wybierał ubrania za randkę ze swoją dziewczyną. Ciągle mu coś nie pasowało, to nie taka koszula, albo spodnie nie pasują. Gdy w końcu wybrał, stwierdził, że nie umie zawiązać krawata. Tata, który był zajęty zabawą z wnukiem, wstał z kanapy podszedł do syna i zawiązał mu krawat, a także, życząc mu powodzenia z Eweliną. Laura właśnie wyprawiała lalką przyjęcie, bo jedna z nich podobnież miała urodziny, co chwilę przynosiła co to nowszy talerzyk z kuchni, i "nakładała" tort, a tata powróciwszy na swoje miejsce objął mamę ramieniem, zabawiał małego Michałka. A Malwina patrzyła na nich ze wzruszeniem, wydaje mi się, że myślała, że kilka lat temu w życiu nie powiedziała by, że nasza rodzina będzie tak wyglądać.
  Kilka sekund później piec wybuchł... na początku myślałam, że to kolejny nic nie znaczący wybuch, lecz nie tym razem... Fala ognia obejmowała wszystko, meble, kanapę, pamiętam z jakim przestraszeniem mama wzięła w ramiona małe dziecko, Laura popatrzała się na mnie i zniknęła w nadchodzącym ogniu. Potem przyszła do mamy i taty, których pochłonęła wraz z Michałkiem i Malwiną. Patrzyłam na to, jak... zbliżała się do mnie i Maćka... była coraz bliżej. Wreszcie nas dopadła...
Potem pamiętam tylko urywki, ludzie w białych kombinezonach, wkładają mnie do karetki, słyszę czyjś krzyk, widzę ich: mamę, Malwinę i.... i... to chyba był kawałek ciała Laury, przykrywają je czarną płachtą i ten ból, jakby każdy najmniejszy kawałek mojego ciała rozpadał się, nie pozwalający mi pozostać przytomną. Później budzę się w szpitalu, lampy święcą tak jasno, że nie mogę do końca otworzyć oczu...
Słyszę szepty pielęgniarek:
- Obudziła się...
- Ciekawa jestem co powie jak się dowie.
W tym momencie chciałam spytać im się co mam się dowiedzieć, ale powoli uświadamiałam sobie, co przeżyłam i czym stało się w tę kilka sekund. Powiem wam stało się gównem. Nie miałam już nikogo, nie wiem za co zostałam tak ukarana, by zostać przy życiu, kiedy najbliższe mi osoby nie żyją... Nie zdążyła dokończyć myśli, kiedy usłyszałam popłakiwanie, gdzieś bardzo blisko, z wielkim trudem obróciłam głowę.
   Obok mnie na łóżku leżał Maciek, cały zabandażowany, jedyne co było mu widać, była połowa twarzy, był ledwie żywy. Koło jego łóżka stała Ewelina jego dziewczyna. Podeszła bliżej, pochyliła się nad nie zabandażowanym kawałkiem jego ciała, i powiedziała z załamującym się głosem:
- Kocham Cię, wiem, że właśnie to chciałeś mi powiedzieć, gdybyśmy się wczoraj spotkali, wiedz, że nigdy Cię nie zapomnę... Kocham Cię, zawsze Cię kochałam i zawsze będę. Wiedz tylko, że spotkamy się jeszcze kiedyś, poczekaj tam na mnie... Nagle coś zaczęło piszczeć, słyszałam krzyki, szloch Eweliny, a gdzieś po mojej lewej słychać było tupot butów, obijających się o podłogę. Z głosów dochodzących do moich uszu wywnioskowałam, że próbują go ratować, niestety bez skutku. Potem tracę przytomność.
   Po 3 miesiącach leżenia w szpitalu moja skóra zagoiła się, przeszłam bardzo dużo operacji. Wreszcie wypuścili mnie, bardzo długo zajęło mi przemyślenie tego wszystkiego, śmierci najbliższych. Zamieszkałam u mojego ówczesnego chłopaka, nie wiedziałam, czy mam jakichś bliskich, nie miałam siły by ich szukać. On miał wtedy 18 lat, a rodzice kupili mu mieszkanie, by się od nich wyniósł, bo nie mogli na siebie patrzeć. W sumie, dzięki niemu poukładałam sobie wszystko w życiu i zaczęłam żyć normalnie, jak na kogoś kto był świadkiem śmierci swoich bliskich. Poszłam na studia wcześniej, bo miałam tak świetne oceny. Wszystkie wspomnienia zaczęły blaknąć, aż wyblakły do tego stopnia, że nie pamiętam jak wyglądali. Wszystko spłonęło... wszystko... Jedyne co mi zostało to fotografia, mamy i taty ze ślubu, oraz zdjęcie małego Michałka. Przepraszam - w tym momencie rozszlochała się tak bardzo, że po chwili zabrakło jej łez
  Nagle odezwała się Mandarynka, nikt nie sądził, że Magda potrafi powiedzieć coś trafnego.
- Nie płacz, bo to nie pomoże. Nie ważne ile byś płakała to nie przywróci im życia. Ale oni są z Tobą i wiesz co?
Berenika popatrzała na nią ze zdziwieniem.
- Kiedy uśmiechasz się, wspominasz same dobre momenty związane z nimi, oni gdziekolwiek są, cieszą się. Pomimo nieszczęścia jakie Cię spotkało, umiesz się śmiać. I myślę, że są z Ciebie dumni, że wstałaś, otrząsnęłaś się i poszłaś dalej. Niż stojąc w miejscu, ciągle rozpamiętywując, co zrobiłaś źle. To co mówisz jest beznadziejne, cytując Ciebie " co zrobiłam, że mnie tak życie pokarało" nie pomyślałaś, że właśnie tak miało być?
Berenika zamyśliła się, łza spłynęła jej po policzku, starła ją i  powiedziała: - Dziękuje Ci, od tej pory zero wypominania, zero łez, za to cała masa uśmiechów! Chcę, żeby gdziekolwiek są, byli tam szczęśliwi, Ponieważ kocham ich, i przyrzekam już nigdy nie winić się za ich śmierć. Bo może rzeczywiście nie była to moja wina.
  Następnie swoją historię zaczęła Magda, zwana przez wszystkich Mandarynką.




 ~ Ja wiem, że był to trochę długi rozdział ;) Ale mam nadzieję, że wam się spodobał, więc komentujcie, będzie mi miło, wiedzieć, że jest tu ktoś, kto czyta. Została nam tylko historia Mandarynki, ale jest ona dużo krótsza od tych wcześniejszych.

piątek, 15 marca 2013

Wstęp + Karolina

   Przypadek? Nie sądzę...
Wpadły na siebie, każda zmierzała w innym kierunku, który tylko samej sobie znanym. Prędzej czy później podjęłyby złą decyzję, ale razem jest raźniej. Weszły na kawę, by tylko pogadać i uspokoić siebie nawzajem, wyszły kilka godzin później, ze świadomością, że jest to początek pięknej przyjaźni. Coraz lepiej się poznając, oswajając z myślą, że nie są same na świecie, że jest ktoś komu na nich zależy, stoi za nimi "murem" i zrobił by dla nich wszystko; zostały przyjaciółkami.
  Nie jest to tylko słowo nazywające więź, między dwojgiem ludzi, może trojgiem, nie w ich przypadku. Były dla siebie, niczym bezpiecznie przystanie dla statków, w których mogą znaleźć spokój i ukojenie, po wyczerpującej podróży, w ich wypadku była to codzienność i problemy, lecz nie takie zwykłe problemy przystające zwykłej osiemnastolatce, ale życiowe wybory i stawianie czoła temu wszystkiemu każdego dnia.
  Każda z nich miała taką historię, która wiązała je z sobą, nie dała uciec i sprawiała ogromne problemy, a największym z nich była nadzieja na lepsze jutro. Wspomnienia, było to dla nich najboleśniejsze słowo, z jakim się spotkały. Rany i wewnętrzne i zewnętrzne, kiedyś się zagoją, ale pamięć o strasznym wydarzeniach, nigdy nie zniknie, będzie w nas cały czas, nawet głęboko zagrzebane, pod zasłoną, którą stwarzamy, ale będzie.
   Niektórzy ludzie mówią, że trzeba dziękować za to co dał Ci los i brać to z otwartymi ramionami, one śmiały się z tego.
   Były tylko we trzy, miały tylko siebie. Od zawsze, ukrywały swoją historię, lecz nigdy im się to nie udawało. Prawda, tą czy inną drogą zawsze wyjdzie na wierzch, zwłaszcza w takich czasach. Nikt, nigdy ich nie lubił. Zawsze były tymi z których się wyśmiewano, ośmieszano, wytykano palcami. Były outsiderkami. Przeszłość na każdym kroku dawała im w kości. Pewnego dnia, usiadły, prawie po roku znajomości, i opowiedziały każda po kolei swoją historię. Nigdy siebie o nią nie pytały, wolały zostawić te tematy, wiedziały, że przyjdzie taki dzień. Usiadły na kanapie w dużym pokoju, popijając gorącą herbatę zarazem rozgrzewając zziębnięte palce. Po długim czekaniu kupiły mieszkanie, tylko ich i tylko dla nich. Zaczęły opowiadać, każda, wszystko, od początku.
   Zaczęła Karolina:
- Jak już wiecie ja.... Ja byłam świetną uczennicą, same 5 i 6, ale przychodzi taki moment gdy w głowie nie ma tylko nauki, ale chłopcy, rozmowy o pocałunkach. Wyśmiewanie tych "nie doświadczonych" w tym temacie. No... to zaczęło się w wakacje, bardzo chciałam mieć chłopaka, takiego pierwszego. Aż wreszcie poznałam jednego, był przystojny, popularny... Nie mieściło mi się w głowie, że zwrócił na mnie uwagę - jaka byłam wtedy głupia.
- Każdy popełnia błędy... - dodała Berenika, ale po chwili urwała, by Karolina mogła kontynuować.
Byłam głupia, ale jakim można być w wieku 13 lat... Był miły, czarujący, szarmancki, ale i nachalny. Był starszy ode mnie, miał 15 lub 16 lat, hormony te sprawy, chłopacy w jego wieku sami nie wiedzą czego chcą, ale jednego na  pewno, popisać się przed kumplami. "Tu pomacam, tam, a ona i tak nic nie powie, bo przecież jestem taki cudowny!"
   Wiecie moja mama... ostrzegała mnie przed nim, że nie jestem dorosła i mam się tak nie zachowywać. Ale ja nie umiałam powiedzieć: nie. Patrząc z perspektywy czasu, byłam tak mocno zaślepiona jego wyglądem, że nie zauważyłam jaką osobą jest w środku.
   Był taki przystojny, miał wyrzeźbiony brzuch, był dla mnie jak ideał. To znaczy dla tamtej idiotki, którą wtedy byłam. Dosyć często się spotykaliśmy, kiedyś przesadziliśmy. On... przewrócił mnie na bok, tak bym na nim leżała, zaczął mnie rozbierać... Wiecie co było dalej, to nadal zbyt trudne, mimo ogromu czasu, który minął, ja nadal się tego brzydzę. Ja nawet nie wiedziałam co on zamierza zrobić, bo byłam za mała na to, nie miałam nawet szansy wtrącić się, ale było już za późno.
   Moja mama dowiedziała się, zrobiła mi awanturę, że nie tak mnie wychowała i jest to jej klęska jako matki, powiedziała, że nie chce mnie więcej widzieć, bo jest jej za mnie wstyd. Kochałam ją jak nikogo na świecie, wiedziałam, że gdybym zadzwoniła do niej o 3 nad ranem, mówiąc, że kogoś zabiłam, ona zapytała by "Gdzie mamy go zakopać?", ale odeszła i nigdy już jej nie widziałam. Zaczęłam mieszkać z ojcem, jednak, on założył nową rodzinę i nie uśmiechało mu się zajmować się mną, zresztą on nawet nie wiedział, jaką traumę przeżywałam w tamtym momencie. Po kilku miesiącach dowiedziałam się, że za niedługo wyjeżdżają do USA, zostawił mnie. Tak jak mama, ale ona miała powód, Jezu nawet nie wiem czy jeszcze żyje. Od 14 roku życia mieszkałam u babci, no aż do teraz, babcia, była bardzo dobrą osobą, właściwie, poznałam ją dopiero wtedy, bo mama i ona nie utrzymywały kontaktu, ale ja nie zdążyłam jej spytać o co chodzi. Po jej śmierci, dostała wylewu, zamieszkałam w akademiku, sprzedałam dom babci, i dostałam za niego trochę pieniędzy. Gdyby nie wy nie poradziła bym sobie, na prawdę, pokazałyście mi jak żyć, normalnie, dzięki wam zrozumiałam, że nie można cały czas rozpamiętywać przeszłości, bo można łatwo zgubić się w teraźniejszości. Dziękuje wam... - przez całe opowiadanie powstrzymywała, wylatujące łezki, ale teraz odpuściła i dała im popłynąć swobodnie.
Nastąpił grupowy uścisk. A Mandarynka, jak to Mandarynka musiała wtrącić coś niestosownego:
- Co się stało z tym chłopakiem? - Berenika spojrzała na nią ciężko.
- Mandarynka! Ty to już zawsze, wtrącisz jakiś genialny tekst, w "odpowiedniej" chwili - powiedziała Berenika, kreśląc w powietrzu cudzysłów.
- Nic się nie stało. Od tamtego wieczoru, nigdy więcej go nie widziałam... Chyba tylko o to mu chodziło. Mandarynko, teraz masz odpowiedź na wszystkie te pytania, dlatego nie mam chłopaka, ja po prostu, nie potrafię spojrzeć innemu w oczy, po tym co się stało, wiecie, minęło już 7 lat, to mija, ale... powoli.
- Domyśliłam się - powiedziała z uśmiechem Mandarynka.
- Hmmm... to może ja zacznę, tak teraz moja kolej.. - powiedziała Berenika i zaczęła opowiadać swoją historię.



 ~ Okay, to by było na tyle jeszcze mam do wrzucenia historię Bereniki i Mandarynki i zacznę pierwszy rozdział. Który swoją drogą, muszę napisać ;) Tak dla objaśnienia, są to nasze 3 główne bohaterki; Karolina, Berenika i Magda zwana przez przyjaciółki Mandarynką z powodu jej obsesji na punkcie owocu.
Dobra, mam prośbę do wszystkich czytelników (jeżeli jacyś są :) piszcie komentarze, jak wam się podoba,  liczę na wasze opinie.

poniedziałek, 11 marca 2013

Prolog

    Każdy z nas ma swoją historię, z przeszłości, wiążącą nas z nią na zawsze. Ona jest z nami na każdym kroku, który stawiamy, nie dając o sobie zapomnieć.
    Niekoniecznie jest to coś złego, lecz złe historie zdarzają się częściej. Często słyszymy tu zdarzył się wypadek samochodowy - zginęły 4 osoby, tam 17-latek rozstrzelał dzieci na placu zabaw, a jeszcze gdzie indziej młoda matka zabija swoje nowo narodzone dziecko. Mówi się, że ludzie stają się coraz bardziej okrutni, lecz nie zgadza się to z prawdą ludzie zawsze byli, są i będą okrutni, dawniej nie zauważano tego, nie mówiono o tym.
    Nawet jeżeli los da Ci coś, kogoś nim się obejrzysz, to się zmieni, rozleci się, zburzy. Szczęście nie jest czymś trwałym, możesz je mieć, spokojnie żyć a nagle wszystko zmieni się w 10 sekund, i ani się obejrzysz, wszystko będzie inaczej, zupełnie nie tak jak oczekiwałeś. Nie jestem pesymistką, lecz realistką, kiedy się przeżyło tyle co ja, uwierzcie mi, też byście tak powiedzieli. Uczucie bezgranicznego szczęścia jest ulotne. Jest i zaraz go niema. Odchodzi. Przepada, lecz tylko na jakiś czas, potem znów powraca, aby zabawić u nas choć na chwilę i dać nam uczucie złudnego szczęścia.
    Taką historią z naszej przeszłości, można nazwać tajemnicę, która nie powinna ujrzeć światła dziennego, wydarzenie, które nas zmieniło, jakiś okres czasu, który najchętniej wymazalibyśmy, z powodu marnowania czasu, na kogoś czy coś niewłaściwego, możemy nazwać tym również chwilę, chwilę w której wszystko się zmieniło...nieodwracalnie.
    Zaprzeczasz, śmiejąc się z tego, że jesteś taki czysty, nie masz nic na sumieniu, wprost idealny? Śmiejąc sie z Ciebie, odpowiem Ci tylko, że kłamiesz...