piątek, 29 marca 2013

Rozdział 2

  - Co dzisiaj na śniadanie? - zapytała Karolina wchodząc do kuchni.
  - Naleśniki. - odpowiedziała jej Berenika podrzucając placek na patelni, aby równomiernie go usmażyć.
  - Jak tu cudownie pachnie. -  ogłosiła Magda, wchodząc do kuchni. - Niestety nie mam zbyt wiele czasu, by zjeść... Mam być dzisiaj o 7.30 w firmie.
  - Cieszę się, że wczoraj pogadałyśmy, od dzisiaj to będzie taka tradycja, każdego dnia siadamy i opowiadamy sobie nawzajem co się stało danego dnia, dobra? - zaproponowała Karolina.
  - Mhm. - zamruczała Mandarynka i wybiegła z domu z naleśnikiem w ręce.
  - Jestem za - odpowiedziała Berenika, dolewając oleju do patelni.
  - Skoro Mandarynka już wyszła chciałam Ci opowiedzieć co ostatnio wymyśliłam, mianowicie, pewnie wiesz, że za tydzień Magda ma urodziny. Musimy jej przygotować jakąś imprezę, ona je uwielbia, a odkąd pracuje nie ma już na nic czasu.
  - Wiesz co? Ja myślę, że to genialny pomysł. Zamówię stolik w Bee, na 5 kwietnia. - zaproponowała Berenika.
  - Świetnie zajmę się jedzeniem i gośćmi, ty lokalem, a Mandarynka będzie myślała, że zapomniałyśmy, ale się zdziwi, a swoją drogą kiedy będą wyniki, tego twojego wczorajszego kolokwium? - zainteresowała się dziewczyna.
  - Karolina! Co ty się tak niecierpliwisz, przecież pisałam je dopiero wczoraj...
  - Ojeju straszne, że się interesuje twoimi wynikami... - wzburzyła się Karolina.
Kilka sekund później dziewczyny zasiadły za stołem i zaczęły zajadać się pysznymi naleśnikami z nutellą.

Magda

  Już za tydzień moje urodziny, a dziewczyny zapomniały, a tak bardzo chciałam mieć normalne urodziny, chociaż ten jeden raz. Najwyżej usiądę sobie w pokoju i obejrzę jakiś smutny film, może tym razem wybiorę coś innego niż Wciąż ją kocham. Z jej rozmyślań wyrwało ją, nagłe hamowanie autobusu w którym siedziała. Drzwi zaczęły się otwierać i do środka wpadł istny tłum dzieciaków z plecakami, a za nimi pani krzycząca, że mają się zachowywać jak ludzie, a nie jak dzikusy w dżungli. Magda uśmiechnęła się do kobiety i odwróciła głowę w przeciwną stronę, a jej wzrok przyciągnęła para staruszków przechodząca przez pasy i trzymająca się za ręce. Chciałabym tak kiedyś, być przez tyle lat z jedną osobą, którą kocham. Chciałabym zostać w przyszłości babcią. Ale najbardziej chciałabym mieć męża, który pomimo, że jesteśmy wiele lat po ślubie, złapie mnie za rękę i pójdziemy na spacer. Nie będzie się tego wstydził. Jej rozmyślania przerwał jakiś głos.
  - Przepraszam, ale czy to miejsce obok Pani jest wolne. - powiedział schylający się do niej, przystojny blondyn.
  - Proszę tylko nie Pani, czuję się wtedy stara, a nie mam jeszcze trzydziestki. Proszę niech Pan.. - popatrzała na niego, a on pokręcił przecząco głową - usiądź.
 - Mam na imię Felix, jestem nauczycielem angielskiego w tej klasie. - wskazał na grupę uczniów.
 - Miło mi, jestem Magda, ale.. - już miała opowiedzieć o przezwisku, ale powstrzymała się.
 - Ale co? - zapytał Felix i spojrzał na nią z ślicznym uśmieszkiem.
 - Ale moi przyjaciele mówią na mnie Mandarynka. - odpowiedziała.
 - Znamy się dopiero kilka minut, a już awansowałem do grupy przyjaciół? - zapytał blondyn.
  Magda tylko wzruszyła ramionami, jednak mężczyzna nie dał za wygraną i zgadał do naszej bohaterki, a ta słynąca z gadulstwa, nie zakończyła rozmowy, aż do wyjścia z autobusu. Co jakiś czas było słychać szepty uczniów o nowej koleżance Pana Graya. Swoją drogą Polak z amerykańskim nazwiskiem - dziwne.Jednak nie za bardzo obchodziło ją nazwisko rozmówcy, skoro tak dobrze się z nim rozmawiało. 

Berenika

- Witam was na dzisiejszych warsztatach, zajmiemy się ołówkiem. Na środku sali mamy stolik z martwą naturą, Moi Drodzy postarajcie się uchwycić ten moment. Będę chodzić po klasie i doglądać waszych dzieł, rozpoczynajcie. - powiedziała profesor Szafran. 
  Nagle drzwi od sali otworzyły się i do sali wszedł chłopak, wyglądał na 25 lat. 
  - Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam dokumenty dla Ciebie. - powiedział.
  - Co ty tutaj robisz, nie wolno Ci wchodzić na moje zajęcia Janie. - Karolinę zainteresowała rozmowa, jednak nic więcej nie zdołała usłyszeć, gdyż profesor wyprowadziła bruneta z sali.
  Gdy wróciła, przeprosiła za przeszkody i dalej doglądała prac. Kiedy Berenika wychodziła z sali, zobaczyła bruneta siedzącego na przeciwko sali. Ciekawa osoba, porozmawiam z nim. Wygląda tak smutno, siedząc samotnie. Przecież nie pójdę z nim od razu do łóżka, he he.
  - Dlaczego profesor Cię tak potraktowała? - zapytała bruneta. 
  - To bardzo długa historia... - odpowiedział patrząc dziewczynie prosto w oczy. Patrzył tak jakby miał się na nią rzucić.
  - Mam czas. - odpowiedziała ze złośliwym uśmieszkiem.
 Brunet zaśmiał się, jednak za chwilę zaproponował dziewczynie kawę, Berenika kiwnęła głową i poszli w stronę kawiarni Ekspresowej, nie przestając rozmawiać. Rozmowa przerodziła się w flirt. Syn, profesor Szafran, taki romantyczny, złośliwy, i taki przystojny. Warto było iść na studia do Akademii Sztuk Pięknych. Spędziła cudowny dzień z Jankiem, bo tak miał na imię, mężczyzna który zauroczył Berenikę, nie tylko wyglądem, ale charakterem i duszą artystyczną.

Karolina

  Nigdzie dzisiaj nie pójdę, nie idę na wykłady. Tak bardzo chciałabym wyjść z mojej skorupy, ale boję się. Boję się, pokazania całej siebie, bo wtedy jestem bezbronna, jak dziecko. Boję się, tego uczucia, że kogoś potrzebuje, że tęsknię kiedy kogoś nie ma. Boje się, że stracę kogoś na kim będzie mi zależało. Nie potrafię nawet o tym nikomu powiedzieć. Podziwiam Berenikę, właśnie spędza wieczór z nowo poznanym mężczyzną, a ja nie potrafię się do nikogo zbliżyć. Przecież, z Robertem nadal jesteśmy przyjaciółmi, a może on chce coś więcej i co wtedy? Chciał ze mną kiedyś wyjść, może na randkę, ale przecież nigdy, nie myślał o mnie jako dziewczynie? Prawda? Muszę przestać zamartwiać się rzeczami na które nie mam wpływu! To jest moje postanowienie na resztę roku.
 
Dziewczyna wstała z krzesła, które było przysunięte do okna. Lubiła tak siedzieć i patrzeć z okna na gwiazdy, albo ludzi ciągle spieszących się gdzieś, w jakimś celu. Często bawiła się w zgadywanie co myślą, co ich trapi albo o czym skrycie marzą. Nigdy nie miała pewności czy dobrze zgadła.
  Podeszła do telefonu i wykręciła numer Roberta.
  - Cześć. Nie miałbyś ochoty wpaść do mnie na chwilkę, podałbyś mi notatki? Może na herbatkę, hm.. albo coś mocniejszego?
  - Jasna sprawa, za niedługo będę. A zapomniałbym, gdzie ty w ogóle mieszkasz? Jeżyce, jeżycami. Ale nie znam ulicy.
  Dziewczyna wytłumaczyła mu, jak dojechać do ich mieszkania i poszła założyć codzienne ubranie, ponieważ w piżamie, nie pokaże się koledze z wydziału. 
  Piętnaście minut później, ktoś zapukał do drzwi.
  - Kto tam? - zapytała Karolina.
  - To ja Mandarynka, głupolu. 
  - Jasne wchodź, tylko wiesz przyjdzie do mnie mój kolega. - powiedziała, czerwieniąc się na policzkach.
  - Hm, hm, hm.. Proszę, proszę, nareszcie wychodzisz ze skorupki kurczaczku? - zaśmiała się Magda i zaczęła zamykać drzwi.
  - Dobry Wieczór, jeszcze ja się wepchnę. Miło mi jestem Robert, kolega z wydziału. - powiedział podając rękę w stronę Magdy.
  - Miło mi Magda, współlokatorka jak i najlepsza przyjaciółka Karoliny. - uśmiechnęła się a zamykając drzwi do swojego pokoju, puściła oczko do Karoliny, na co ta pokazała język.
  - Dobra chodźmy do mnie. - powiedziała dziewczyna prowadząc Roberta do pokoju.
  - Wow, nieźle się przygotowałaś. Kupiłaś moje ulubione wino! - powiedział, obracając w dłoni butelkę.
  - Serio? Też je lubię. - uśmiechnęła się.
   Po spisaniu przez Karolinę notatek siedzieli do późna opowiadając sobie historie z dzieciństwa, tego najbardziej beztroskiego czasu. Kiedy to największym problemem było jaką lalką się pobawić, albo w jaką grę zagrać z kolegami. Karolina słynąca z słabej głowy do alkoholu, zasnęła na ramieniu Roberta, gdy ten opowiadał o żarcie na zakończenie liceum. Wychodząc z pokoju, Robert przykrył ją kocem i zaczął wychodzić, jednak nie mógł się powstrzymać, pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło. A ona obróciła się na brzuch szepcząc przez sen:
  - Przy Tobie się nie boje.
  Nie umknęło to uwadze Roberta, który sekundę później ubierał buty. Obowiązkowo założył szalik i grubą kurtkę, bo nie zapowiadało się na poprawę pogody, pożegnał się z Bereniką i Magdą, które siedząc w kuchni rozmawiały o dzisiejszym dniu. Robert wyszedł na ulicę i poszedł w swoją stronę, z jakimś celem. Łatwo było się domyślić o czym myślał, ale jego marzenia i troski nadal pozostawały jego słodką tajemnicą.



 ~ Tak długo się zbierałam żeby napisać, ale jest wychuchany, wydmuchany, nowy rozdział.  Mam tyle pomysłów, co dalej, że masakra. Mamy już kilka nowych postaci: Jan Majewski, Felixa Graya i Roberta Winarskiego. Cóż, ci panowie zostaną z nami na długo, ale to nie koniec nowych postaci. A nazwiska piszę w razie pytań. Co ja się naszukałam tych nazwisk ;) A tymczasem, piszcie, obserwujcie i mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 1

  Dlaczego ja mam takie problemy ze wstaniem? - pomyślała każda z dziewczyn, leżąc pod cieplutką kołderką. Przed momentem w mieszkaniu na 1 piętrze na ulicy Czaplineckiej rozległy się trzy alarmy, mające za cel obudzenie naszych bohaterek. Cóż, nie wszystkim się udało... 
  Berenika wstała i przeciągając się podeszła do szafy, aby wybrać ubranie, które dzisiaj założy. Musi być stonowane, najlepiej biel i czerń, w końcu dzisiaj mam kolokwium, muszę jakoś wyglądać - pomyślała. Było to śmieszne, ponieważ dziewczyna zawsze wyglądała świetnie, nic dodać nić ująć, miała genialny gust. Ubierała nie tylko siebie, ale i Karolinę, czasami pomagała Magdzie, ona była indywidualistką, jednak potrzebowała czasem pomocy, by dobrać coś do niebieskiej spódnicy ołówka ;) 
  W tym samym czasie Karolina, jak zwykle energiczna, "wyleciała" z łóżka, zaczęła szukać po całym pokoju ubrać, które wczoraj naszykowała, lecz w bałaganie jaki panował, w jej pokoju trudno było coś znaleźć. Dooobra, tu jest fioletowa bluzka, nie, nie, nie, szukam tej czarnej, gdzie do cho.... ona się podziała, muszę się hamować za dużo przeklinam! O nie, dzisiaj zajęcia z panem Zaporskim, więc trzeba się przygotować, ale wczoraj nie miałam czasu! Kiedy Karolina skończyła swoje przemyślenia, odgarnęła, usypaną kupkę ubrań i wreszcie znalazła czarną bluzkę. Już zamykała pokój, kiedy przypomniała sobie, że zapomniała spakować torby, więc rzuciła ubrania na łóżko i  z powrotem zaczęła przekopywać swój bałagan, nazywany od święta (czytaj, kiedy można spokojnie przejść, a nie torować sobie ścieżki) pomieszczeniem do jakiegokolwiek użytku. 
  Podczas gdy Berenika zajmowała łazienkę, a Karolina pakowała torbę, Mandarynka smacznie spała w swoim łóżku, nie słyszała odgłosów pluskania, ani trzaskania przeróżnymi sprzętami, przez przyjaciółkę w pokoju obok. Śniło jej się, że siedzi w kawiarni, rozmawia z jakimś ślicznym brunetem o szmaragdowych oczach, który okazuje się Hiszpanem. Nagle sceneria się zmienia, siedzą w parku, słońce świeci i ogrzewa ich plecy nagle chłopak zaczyna się przybliżać, ich usta mają się połączyć w pocałunku... Z hukiem otwierają się drzwi od pokoju dziewczyny, a do pokoju wchodzi ubrana z kanapką w ręku Berenika.
- Jeszcze nie wstałaś, kobieto jest 10 po 7, jak chcesz zdążyć pierwszego dnia do pracy, to lepiej zacznij się zbierać, autobus Ci odjedzie, masz pół godziny! - powiedziała spokojnym głosem dziewczyna.

- Matko Boska, jest tak późno, ale miałam taki piękny sen, całowałam się zielonookim z Hiszpanem! - wrzasnęła jeszcze śpiąca Mandarynka.
- Jesteś ślicznie ubrana, masz jakieś egzaminy czy coś? - zażartowała dziewczyna
- Ha ha ha, bardzo śmieszne señorita. - powiedziała Berenika i wyszła podgryzając kanapkę. 

  Pół godziny później dziewczyny stały w przedpokoju i ubierały buty, pierwsza wybiegła Berenika, a za nią Karolina, która w pośpiechu życzyła przyjaciółce szczęścia. Ostatnia wybiegała Mandarynka, która zamykając drzwi, omal nie spadła ze schodów.



Karolina 

  Pognała, na przystanek autobusowy, który zawiózł ją pod Akademię Medyczną w Poznaniu. Szybko dostała się do auli, gdzie odbywały się zajęcia z panem Zaporskim. Kiedy nauczyciel zaczął opowiadać, o układzie oddechowym, myśli dziewczyny zaczęły krążyć po całej auli. Koło niej siedział jeden z najprzystojniejszych studentów jej roku, jednak nigdy jej się specjalnie nie podobał. Odpychało ją zawsze zachowanie Roberta w grupie, naśmiewał się z wszystkiego i wszystkich co popadnie. Chłopak był bardzo zabawny, czarujący, ale ona nie potrafiła się przełamać, nie potrafiła spojrzeć w oczy jakiemukolwiek chłopakowi i nie widzieć zdarzeń, sprzed kilku lat. Bała się, i dobrze o tym wiedziała. Robert kilkakrotnie próbował zaprosić ją na spotkanie, ale nigdy nie dostał zadowalającej odpowiedzi, więc próbował dalej. Kolejne godziny, na wykładach mijały, a dziewczyna biła się z myślami. Ostatnimi czasy coraz częściej myślała o tym, by w końcu wyjść ze skorupy.

 Berenika

  Już jestem spóźniona, przecież Mary, mnie zamorduje. Miałam być w auli o 7.50 a tu już 8.20.
Dobrze, jestem, wszyscy jeszcze w szatni?Krwawa Mary stoi przy biurku i szczerzy się do Majki. To jest najbardziej dziwna Pani profesor jaką znam!
- Dzień Dobry, dlaczego stoicie w szatni, skoro jest już 8.21 a kolokwium miało się zacząć o 8? - spytałam z lekkim zdziwieniem na twarzy.
- Czemu ty zawsze jesteś taka rozkojarzona? Jest 10 minut przed czasem. - powiedziała i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Świetnie, jakiś geniusz wpadł na genialny pomysł, przestawienia zegarka w moim telefonie. - powiedziałam z rezygnacją.
Mary spojrzała się z politowaniem i znów zaczęła rozmawiać z Majką tym lizusem, a ja podeszłam do Kingi, żeby porozmawiać, jednak Mary powiedziała, że wszyscy powoli mają schodzić do auli, bo za 5 minut zaczynamy. Będzie dobrze! Wyciągnęła ołówek i zaczęła rozwiązywać test.
Magda

  - Witamy Panią, w General Nova. Jak już Pani, pewnie wie zajmujemy się sprawdzaniem, drukowaniem, wydawaniem, oraz reklamowaniem książek. Pani zadaniem będzie czytanie książek, oczywiście nie wszystkich, jest Pani jedną z wielu osób, które zajmują się podobnym zajęciem. Jako osoba, która skończyła filologię polską, będzie Pani musiała, wyłapywać błędy, źle złożone zdania i poprawiać, co nieco. Ale po Pani już widać, że jest to idealne zajęcie. Mam nadzieję, że spodoba się Pani, nowe miejsce pracy, a w pudełku znajdzie Pani, narzędzie pracy oraz pierwsze zadanie. - uśmiechnęła się do pracodawcy i złośliwie zaśmiała się do siebie. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby tyle razy słowa Pani użyto w jednej wypowiedzi. Usiadła na krześle, które swoją drogą było bardzo wygodne, powiesiła torbę, na wieszaku koło siebie i poprawiła sukienkę. Zaczęła otwierać, pudełko leżące na biurku, które od samego początku bardzo ją zaciekawiło. Po chwili, wyciągnęła stamtąd nowiuteńkiego MacBooka. No już mi się podoba - pomyślała.W tym samym momencie z pudełka wypadła góra papieru, zatytułowana "Na przestrzeni wieków". Widzę, że pierwsza książka przede mną. Czas zacząć!


 ~ Więc, pierwszy rozdział jest. Ja wiem, że miało być mało, ale cierpię na przypadłość zwaną, lekką ręką do pisania, więc nawet kiedy mam napisać 1 stronę opowiadania, to jakimś cudem wychodzą 4 ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo mam jeszcze dużo pomysłów na nowe rozdziały. Mam nadzieję, że wam się spodoba, komentujcie, obserwujcie i polecajcie znajomym, a nóż a widelec im się spodoba ;3

środa, 20 marca 2013

Magda

  - Moja historia nie będzie, tak długa jak wasze, mimo to równie smutna. Jak wiecie ja nie miałam szansy poznać moich rodziców, nie wiem kim są, jak wyglądają a najważniejsze nie wiem dlaczego mnie zostawili. Wychowałam się w domu dziecka....
  - Odkąd pamiętam miałam przyjacółkę, miała na imię Nikola, przez kilka lat byłyśmy nierozłączne, do czasu naszych 10 urodzin. Kilka dni po przyjęciu, Nika, bo tak ją nazywałam, została wezwana do naszej opiekunki... Okazało się, że odnalazła ją jej ciocia, a dokładnie siostra jej matki i zabrała ją. Zabroniono jej widywać się ze mną, więc nigdy potem jej nie widziałam. Wszystko zaczęło toczyć się swoim biegiem, a ja zostałam bez niej, lata mijały, a ja byłam sama. Aż do 18-nastki, wiecie... to jest taki czas kiedy, dowiadujesz się o swoich rodzicach. Pani Franciszka nasza opiekunka i zarazem właścicielka domu, nazywaliśmy ją Franką, zabrała mnie do siebie na tak zwaną trudną rozmowę, która rzeczywiście była trudna. Pamiętam jakby to było wczoraj.
  - Siadaj moje dziecko. - powiedziała. - Wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale my nie znamy twoich rodziców, przez całe lata czekałam, modliłam się abyśmy dostali list. Ale nic, pustka. Jedyną rzeczą jaką mamy to ta kartka.
  - Podała mi zwykłą kartkę A4 na której było napisane... - w tym momencie Mandarynka zaczęła rozwijać jakiś stary zżółknięty papier. Podała dziewczynom kartkę:

Drodzy opiekunowie.
  Pozostawiam wam pod opiekę tę śliczną istotkę, dziewczynka urodziła się 23 stycznia 1997 roku w Kaliszu. Ma na imię Magda, a jej nazwisko brzmi Wiśniewska. Z przykrością piszę ten list, jednak nie mam wyboru. Jeżeli to czytasz kochanie, to wiedz, że cię kocham i kiedyś się zobaczymy, a ja będę miała okazję przeprosić cię za to, że musiałaś przez to przechodzić, z powodu mojej lekkomyślności i głupoty.



Przepraszam Cię córeczko,
mam nadzieję, że kiedyś mi 
wybaczysz, Twoja mama.

  - Powiedzieli mi jeszcze, że zostałam znaleziona w Oknie Życia, mając roczek w różowym ubranku, z tą kartką. Więc przez jakiś czas mieszkałam z matką, ale ciekawi mnie ten fragment "... kiedyś się zobaczymy.." ciekawa jestem co miała na myśli. Chciała bym ja spotkać, by dowiedzieć się co  takie zrobiła ta kobieta, wiedzieć jak wygląda, może opowie mi o ojcu... - Po chwili urwała, by następnie z czerwonymi oczami, powiedzieć - Wiecie co nie ważne...
- Wiesz, co nie przejmuj się, my jesteśmy twoją rodziną i nigdy, przenigdy cię nie zostawimy! - powiedziała Karolina, przysuwając się do dziewczyn, by zakończyć ten smutny wieczór jakimś wesołym akcentem, w postaci tulenia.
  Potem obejrzały jakiś film i położyły się spać, by jutro wypoczęte, pójść w na wykłady, do nowej pracy. Zaczną żyć teraźniejszością, a nie wspomnieniami. Zaczną tworzyć momenty, chwile, aby za kilka lat znów usiąść i powspominać, lecz tym razem te dobre historie, bo nie ukrywajmy, złe historie się zdarzą, ale często przeplatają się z tymi dobrymi.



 ~ Więc mamy już historie, wszystkich dziewczyn. Pozostaje tylko zabrać się za pierwszy rozdział, co będzie trudne, bo nie mam go jeszcze napisanego. Przepraszam za jakiekolwiek błędy i za tulenie, lecz nie mogłam znaleźć lepszego zamiennika tego słowa. Komentujcie, mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

niedziela, 17 marca 2013

Berenika

  - Mieszkałam w starej kamienicy, na pierwszym piętrze, z mamą - najcudowniejszą osobą na świecie, będącą lekiem na całe zło. Ojcem - ciągle nie było go w domu, był alkoholikiem, wolał żebyśmy go nie widzieli w takim stanie, ale w tamtym czasie poszedł po pomoc i było coraz lepiej, siostrą Laurą - miała wtedy 7 lat, wybierała się właśnie do szkoły, Maćkiem - moim starszym bratem, miał wtedy 18 lat i pierwszy raz się zakochał.... ze wzajemnością. Była jeszcze Malwina, ona była ozwierciedleniem matki, była dobra, kochająca.... była za dobra, miała wtedy 20 lat.
   Tamtego wieczoru wszyscy siedzieli przy stole, czekaliśmy na Malwinę, miała przyjść ze swoim nowo narodzonym synkiem. Drzwi się otworzyły, weszła niosąc zawiniątko w kocyku z Kubusiem Puchatkiem.
- To jest nowy członek rodziny mały Michałek - powiedziała ze łzami w oczach. Cieszyliśmy się że maluch urodził się zdrowy, ponieważ były z tym problemy. Jej narzeczony zostawił ją w ciąży, by jechać gdzieś ze swoją nową dziewczyną, która była młodsza i miała z nim 2 dzieci, o których zapomniał wspomnieć, Malwina o mało co nie straciła dziecka, jednak pomogliśmy jej. Rodzina, razem z jej najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, z którym wtedy spędzała bardzo dużo czasu, mięliśmy nadzieję, że pewnego dnia będą razem. Mama od razu wyskoczyła do mojej siostry by nacieszyć się pierwszym wnuczkiem, a ja wstałam i przytuliłam ją, w tym samym czasie myśląc jak świetnie nam było, Malwina jest szczęśliwa, Maciek również, Mama z Tatą co chwilę przerywali czynności, które wykonywali by przytulić się lub dać całusa. A ja i Laura, my cieszyłyśmy się, że są z nami, nie kłócą się, nikt nie leży w szpitalu a każdy z nich miał powód do uśmiechu - w tym momencie dziewczyna przerwała, by wytrzeć rękawem swetra kilka kropel  łez, które spływały jej po policzkach, lecz po chwili kontynuowała, jakby nic się nie stało.
  - Od kilku dni mama dzwoniła do społdzielni mieszkaniowej, by przysłali pracowników do naprawy pieca gazowego. Zdarzało się, że on.... wybuchał, czasami, sporadycznie, Nigdy nie było to groźne.
Maciek stał przed lustrem i wybierał ubrania za randkę ze swoją dziewczyną. Ciągle mu coś nie pasowało, to nie taka koszula, albo spodnie nie pasują. Gdy w końcu wybrał, stwierdził, że nie umie zawiązać krawata. Tata, który był zajęty zabawą z wnukiem, wstał z kanapy podszedł do syna i zawiązał mu krawat, a także, życząc mu powodzenia z Eweliną. Laura właśnie wyprawiała lalką przyjęcie, bo jedna z nich podobnież miała urodziny, co chwilę przynosiła co to nowszy talerzyk z kuchni, i "nakładała" tort, a tata powróciwszy na swoje miejsce objął mamę ramieniem, zabawiał małego Michałka. A Malwina patrzyła na nich ze wzruszeniem, wydaje mi się, że myślała, że kilka lat temu w życiu nie powiedziała by, że nasza rodzina będzie tak wyglądać.
  Kilka sekund później piec wybuchł... na początku myślałam, że to kolejny nic nie znaczący wybuch, lecz nie tym razem... Fala ognia obejmowała wszystko, meble, kanapę, pamiętam z jakim przestraszeniem mama wzięła w ramiona małe dziecko, Laura popatrzała się na mnie i zniknęła w nadchodzącym ogniu. Potem przyszła do mamy i taty, których pochłonęła wraz z Michałkiem i Malwiną. Patrzyłam na to, jak... zbliżała się do mnie i Maćka... była coraz bliżej. Wreszcie nas dopadła...
Potem pamiętam tylko urywki, ludzie w białych kombinezonach, wkładają mnie do karetki, słyszę czyjś krzyk, widzę ich: mamę, Malwinę i.... i... to chyba był kawałek ciała Laury, przykrywają je czarną płachtą i ten ból, jakby każdy najmniejszy kawałek mojego ciała rozpadał się, nie pozwalający mi pozostać przytomną. Później budzę się w szpitalu, lampy święcą tak jasno, że nie mogę do końca otworzyć oczu...
Słyszę szepty pielęgniarek:
- Obudziła się...
- Ciekawa jestem co powie jak się dowie.
W tym momencie chciałam spytać im się co mam się dowiedzieć, ale powoli uświadamiałam sobie, co przeżyłam i czym stało się w tę kilka sekund. Powiem wam stało się gównem. Nie miałam już nikogo, nie wiem za co zostałam tak ukarana, by zostać przy życiu, kiedy najbliższe mi osoby nie żyją... Nie zdążyła dokończyć myśli, kiedy usłyszałam popłakiwanie, gdzieś bardzo blisko, z wielkim trudem obróciłam głowę.
   Obok mnie na łóżku leżał Maciek, cały zabandażowany, jedyne co było mu widać, była połowa twarzy, był ledwie żywy. Koło jego łóżka stała Ewelina jego dziewczyna. Podeszła bliżej, pochyliła się nad nie zabandażowanym kawałkiem jego ciała, i powiedziała z załamującym się głosem:
- Kocham Cię, wiem, że właśnie to chciałeś mi powiedzieć, gdybyśmy się wczoraj spotkali, wiedz, że nigdy Cię nie zapomnę... Kocham Cię, zawsze Cię kochałam i zawsze będę. Wiedz tylko, że spotkamy się jeszcze kiedyś, poczekaj tam na mnie... Nagle coś zaczęło piszczeć, słyszałam krzyki, szloch Eweliny, a gdzieś po mojej lewej słychać było tupot butów, obijających się o podłogę. Z głosów dochodzących do moich uszu wywnioskowałam, że próbują go ratować, niestety bez skutku. Potem tracę przytomność.
   Po 3 miesiącach leżenia w szpitalu moja skóra zagoiła się, przeszłam bardzo dużo operacji. Wreszcie wypuścili mnie, bardzo długo zajęło mi przemyślenie tego wszystkiego, śmierci najbliższych. Zamieszkałam u mojego ówczesnego chłopaka, nie wiedziałam, czy mam jakichś bliskich, nie miałam siły by ich szukać. On miał wtedy 18 lat, a rodzice kupili mu mieszkanie, by się od nich wyniósł, bo nie mogli na siebie patrzeć. W sumie, dzięki niemu poukładałam sobie wszystko w życiu i zaczęłam żyć normalnie, jak na kogoś kto był świadkiem śmierci swoich bliskich. Poszłam na studia wcześniej, bo miałam tak świetne oceny. Wszystkie wspomnienia zaczęły blaknąć, aż wyblakły do tego stopnia, że nie pamiętam jak wyglądali. Wszystko spłonęło... wszystko... Jedyne co mi zostało to fotografia, mamy i taty ze ślubu, oraz zdjęcie małego Michałka. Przepraszam - w tym momencie rozszlochała się tak bardzo, że po chwili zabrakło jej łez
  Nagle odezwała się Mandarynka, nikt nie sądził, że Magda potrafi powiedzieć coś trafnego.
- Nie płacz, bo to nie pomoże. Nie ważne ile byś płakała to nie przywróci im życia. Ale oni są z Tobą i wiesz co?
Berenika popatrzała na nią ze zdziwieniem.
- Kiedy uśmiechasz się, wspominasz same dobre momenty związane z nimi, oni gdziekolwiek są, cieszą się. Pomimo nieszczęścia jakie Cię spotkało, umiesz się śmiać. I myślę, że są z Ciebie dumni, że wstałaś, otrząsnęłaś się i poszłaś dalej. Niż stojąc w miejscu, ciągle rozpamiętywując, co zrobiłaś źle. To co mówisz jest beznadziejne, cytując Ciebie " co zrobiłam, że mnie tak życie pokarało" nie pomyślałaś, że właśnie tak miało być?
Berenika zamyśliła się, łza spłynęła jej po policzku, starła ją i  powiedziała: - Dziękuje Ci, od tej pory zero wypominania, zero łez, za to cała masa uśmiechów! Chcę, żeby gdziekolwiek są, byli tam szczęśliwi, Ponieważ kocham ich, i przyrzekam już nigdy nie winić się za ich śmierć. Bo może rzeczywiście nie była to moja wina.
  Następnie swoją historię zaczęła Magda, zwana przez wszystkich Mandarynką.




 ~ Ja wiem, że był to trochę długi rozdział ;) Ale mam nadzieję, że wam się spodobał, więc komentujcie, będzie mi miło, wiedzieć, że jest tu ktoś, kto czyta. Została nam tylko historia Mandarynki, ale jest ona dużo krótsza od tych wcześniejszych.

piątek, 15 marca 2013

Wstęp + Karolina

   Przypadek? Nie sądzę...
Wpadły na siebie, każda zmierzała w innym kierunku, który tylko samej sobie znanym. Prędzej czy później podjęłyby złą decyzję, ale razem jest raźniej. Weszły na kawę, by tylko pogadać i uspokoić siebie nawzajem, wyszły kilka godzin później, ze świadomością, że jest to początek pięknej przyjaźni. Coraz lepiej się poznając, oswajając z myślą, że nie są same na świecie, że jest ktoś komu na nich zależy, stoi za nimi "murem" i zrobił by dla nich wszystko; zostały przyjaciółkami.
  Nie jest to tylko słowo nazywające więź, między dwojgiem ludzi, może trojgiem, nie w ich przypadku. Były dla siebie, niczym bezpiecznie przystanie dla statków, w których mogą znaleźć spokój i ukojenie, po wyczerpującej podróży, w ich wypadku była to codzienność i problemy, lecz nie takie zwykłe problemy przystające zwykłej osiemnastolatce, ale życiowe wybory i stawianie czoła temu wszystkiemu każdego dnia.
  Każda z nich miała taką historię, która wiązała je z sobą, nie dała uciec i sprawiała ogromne problemy, a największym z nich była nadzieja na lepsze jutro. Wspomnienia, było to dla nich najboleśniejsze słowo, z jakim się spotkały. Rany i wewnętrzne i zewnętrzne, kiedyś się zagoją, ale pamięć o strasznym wydarzeniach, nigdy nie zniknie, będzie w nas cały czas, nawet głęboko zagrzebane, pod zasłoną, którą stwarzamy, ale będzie.
   Niektórzy ludzie mówią, że trzeba dziękować za to co dał Ci los i brać to z otwartymi ramionami, one śmiały się z tego.
   Były tylko we trzy, miały tylko siebie. Od zawsze, ukrywały swoją historię, lecz nigdy im się to nie udawało. Prawda, tą czy inną drogą zawsze wyjdzie na wierzch, zwłaszcza w takich czasach. Nikt, nigdy ich nie lubił. Zawsze były tymi z których się wyśmiewano, ośmieszano, wytykano palcami. Były outsiderkami. Przeszłość na każdym kroku dawała im w kości. Pewnego dnia, usiadły, prawie po roku znajomości, i opowiedziały każda po kolei swoją historię. Nigdy siebie o nią nie pytały, wolały zostawić te tematy, wiedziały, że przyjdzie taki dzień. Usiadły na kanapie w dużym pokoju, popijając gorącą herbatę zarazem rozgrzewając zziębnięte palce. Po długim czekaniu kupiły mieszkanie, tylko ich i tylko dla nich. Zaczęły opowiadać, każda, wszystko, od początku.
   Zaczęła Karolina:
- Jak już wiecie ja.... Ja byłam świetną uczennicą, same 5 i 6, ale przychodzi taki moment gdy w głowie nie ma tylko nauki, ale chłopcy, rozmowy o pocałunkach. Wyśmiewanie tych "nie doświadczonych" w tym temacie. No... to zaczęło się w wakacje, bardzo chciałam mieć chłopaka, takiego pierwszego. Aż wreszcie poznałam jednego, był przystojny, popularny... Nie mieściło mi się w głowie, że zwrócił na mnie uwagę - jaka byłam wtedy głupia.
- Każdy popełnia błędy... - dodała Berenika, ale po chwili urwała, by Karolina mogła kontynuować.
Byłam głupia, ale jakim można być w wieku 13 lat... Był miły, czarujący, szarmancki, ale i nachalny. Był starszy ode mnie, miał 15 lub 16 lat, hormony te sprawy, chłopacy w jego wieku sami nie wiedzą czego chcą, ale jednego na  pewno, popisać się przed kumplami. "Tu pomacam, tam, a ona i tak nic nie powie, bo przecież jestem taki cudowny!"
   Wiecie moja mama... ostrzegała mnie przed nim, że nie jestem dorosła i mam się tak nie zachowywać. Ale ja nie umiałam powiedzieć: nie. Patrząc z perspektywy czasu, byłam tak mocno zaślepiona jego wyglądem, że nie zauważyłam jaką osobą jest w środku.
   Był taki przystojny, miał wyrzeźbiony brzuch, był dla mnie jak ideał. To znaczy dla tamtej idiotki, którą wtedy byłam. Dosyć często się spotykaliśmy, kiedyś przesadziliśmy. On... przewrócił mnie na bok, tak bym na nim leżała, zaczął mnie rozbierać... Wiecie co było dalej, to nadal zbyt trudne, mimo ogromu czasu, który minął, ja nadal się tego brzydzę. Ja nawet nie wiedziałam co on zamierza zrobić, bo byłam za mała na to, nie miałam nawet szansy wtrącić się, ale było już za późno.
   Moja mama dowiedziała się, zrobiła mi awanturę, że nie tak mnie wychowała i jest to jej klęska jako matki, powiedziała, że nie chce mnie więcej widzieć, bo jest jej za mnie wstyd. Kochałam ją jak nikogo na świecie, wiedziałam, że gdybym zadzwoniła do niej o 3 nad ranem, mówiąc, że kogoś zabiłam, ona zapytała by "Gdzie mamy go zakopać?", ale odeszła i nigdy już jej nie widziałam. Zaczęłam mieszkać z ojcem, jednak, on założył nową rodzinę i nie uśmiechało mu się zajmować się mną, zresztą on nawet nie wiedział, jaką traumę przeżywałam w tamtym momencie. Po kilku miesiącach dowiedziałam się, że za niedługo wyjeżdżają do USA, zostawił mnie. Tak jak mama, ale ona miała powód, Jezu nawet nie wiem czy jeszcze żyje. Od 14 roku życia mieszkałam u babci, no aż do teraz, babcia, była bardzo dobrą osobą, właściwie, poznałam ją dopiero wtedy, bo mama i ona nie utrzymywały kontaktu, ale ja nie zdążyłam jej spytać o co chodzi. Po jej śmierci, dostała wylewu, zamieszkałam w akademiku, sprzedałam dom babci, i dostałam za niego trochę pieniędzy. Gdyby nie wy nie poradziła bym sobie, na prawdę, pokazałyście mi jak żyć, normalnie, dzięki wam zrozumiałam, że nie można cały czas rozpamiętywać przeszłości, bo można łatwo zgubić się w teraźniejszości. Dziękuje wam... - przez całe opowiadanie powstrzymywała, wylatujące łezki, ale teraz odpuściła i dała im popłynąć swobodnie.
Nastąpił grupowy uścisk. A Mandarynka, jak to Mandarynka musiała wtrącić coś niestosownego:
- Co się stało z tym chłopakiem? - Berenika spojrzała na nią ciężko.
- Mandarynka! Ty to już zawsze, wtrącisz jakiś genialny tekst, w "odpowiedniej" chwili - powiedziała Berenika, kreśląc w powietrzu cudzysłów.
- Nic się nie stało. Od tamtego wieczoru, nigdy więcej go nie widziałam... Chyba tylko o to mu chodziło. Mandarynko, teraz masz odpowiedź na wszystkie te pytania, dlatego nie mam chłopaka, ja po prostu, nie potrafię spojrzeć innemu w oczy, po tym co się stało, wiecie, minęło już 7 lat, to mija, ale... powoli.
- Domyśliłam się - powiedziała z uśmiechem Mandarynka.
- Hmmm... to może ja zacznę, tak teraz moja kolej.. - powiedziała Berenika i zaczęła opowiadać swoją historię.



 ~ Okay, to by było na tyle jeszcze mam do wrzucenia historię Bereniki i Mandarynki i zacznę pierwszy rozdział. Który swoją drogą, muszę napisać ;) Tak dla objaśnienia, są to nasze 3 główne bohaterki; Karolina, Berenika i Magda zwana przez przyjaciółki Mandarynką z powodu jej obsesji na punkcie owocu.
Dobra, mam prośbę do wszystkich czytelników (jeżeli jacyś są :) piszcie komentarze, jak wam się podoba,  liczę na wasze opinie.

poniedziałek, 11 marca 2013

Prolog

    Każdy z nas ma swoją historię, z przeszłości, wiążącą nas z nią na zawsze. Ona jest z nami na każdym kroku, który stawiamy, nie dając o sobie zapomnieć.
    Niekoniecznie jest to coś złego, lecz złe historie zdarzają się częściej. Często słyszymy tu zdarzył się wypadek samochodowy - zginęły 4 osoby, tam 17-latek rozstrzelał dzieci na placu zabaw, a jeszcze gdzie indziej młoda matka zabija swoje nowo narodzone dziecko. Mówi się, że ludzie stają się coraz bardziej okrutni, lecz nie zgadza się to z prawdą ludzie zawsze byli, są i będą okrutni, dawniej nie zauważano tego, nie mówiono o tym.
    Nawet jeżeli los da Ci coś, kogoś nim się obejrzysz, to się zmieni, rozleci się, zburzy. Szczęście nie jest czymś trwałym, możesz je mieć, spokojnie żyć a nagle wszystko zmieni się w 10 sekund, i ani się obejrzysz, wszystko będzie inaczej, zupełnie nie tak jak oczekiwałeś. Nie jestem pesymistką, lecz realistką, kiedy się przeżyło tyle co ja, uwierzcie mi, też byście tak powiedzieli. Uczucie bezgranicznego szczęścia jest ulotne. Jest i zaraz go niema. Odchodzi. Przepada, lecz tylko na jakiś czas, potem znów powraca, aby zabawić u nas choć na chwilę i dać nam uczucie złudnego szczęścia.
    Taką historią z naszej przeszłości, można nazwać tajemnicę, która nie powinna ujrzeć światła dziennego, wydarzenie, które nas zmieniło, jakiś okres czasu, który najchętniej wymazalibyśmy, z powodu marnowania czasu, na kogoś czy coś niewłaściwego, możemy nazwać tym również chwilę, chwilę w której wszystko się zmieniło...nieodwracalnie.
    Zaprzeczasz, śmiejąc się z tego, że jesteś taki czysty, nie masz nic na sumieniu, wprost idealny? Śmiejąc sie z Ciebie, odpowiem Ci tylko, że kłamiesz...








Saying hi to you ;)

     Właściwie, nie mam pojęcia co tutaj napisać, nie będę tu zapisywać swojego życiorysu, bo jest to bez sensu, po prostu robię to co lubię, od zawsze uwielbiałam pisać, jedna z niewielu rzeczy która mi się niegdy nie znudzi, zawsze chciałam zacząć pisać bloga z którymś opowiadaniem (a uwierzcie mi jest ich sporo:). Wiecie co znajcie mnie tylko z nicku, czyli mediterranean, tak będzie najlepiej. To opowiadanie będzie całkiem długie, jednak, będę sie starała dodawać wszystko systematycznie i myślę, że się wyrobię z co tygodniowym rozdziałem, a nie będą one krótkie...
      Tyle o mnie, no właściwie za wiele to nie było ;) Temat opowiadania będzie trudny, ponieważ lubię postawić sobie wyzwanie, nie będzie to głupia opowiastka o miłości, w prowincjonalnym amerykańskim misteczu z cyklu gwiazda szkoły, zakochuje się w niepopularnej osobie, są razem, kłócą się pod konieć i zazwyczaj na jakim balu się godzą i całują na koniec... oh... ah.... Ale to nie moja bajka, będzie to opowiadanie o 3 dziewczynach, które życie mimo wczesnego wieku, za bardzo doświadczyło, jednak kiedy spotykają się uczą się żyć ze świadomością, że jest ktoś na świecie, na kim mogą polegać. Zawsze.

     Mam nadzieję, że nie będę pisała tego dla siebie i może znajdzie się jakaś osoba, która będzie czytać. Tak sobie tylko marzę, więc żegnam na razie i do następnego postu ;)